środa, 30 września 2015

Wspomnienia.

30 września 2008 r.

Cała wyprawa. Ja, moja mama, ciocia i moja siostra cioteczna. Wszyscy samochodem jadą do wielkiego miasta. Ubrania, jedzenie, abym z głodu nie padł,  abym miał co na siebie włożyć. Wieczorem byliśmy na miejscu. Pamiętam to ściskanie w żołądku, ten strach i ekscytację. Ta szarówka za oknem i niepewność dotycząca jutra. Jak dojadę na uczelnię, czy będa korki, na co muszę się przygotować. I czy poradzę sobie. Szukanie kiosku, aby rano nie było trzeba myśleć nad biletami, chleb i wędlina, żeby rano coś zjeść. I mimo, że udawałem przed wszystkimi, że jestem pewny siebie, czułem, że jestem mały wśród tych wysokich budynków. Ale tego właśnie chciałem. Chciałem wyrwać się z małej wsi, do miasta pełnego samochodów, spalin, rozpusty, kultury na najwyższym poziomie, koncertów, fast foodów. O facetach wtedy nie myślałem, nie byłem jeszcze po wewnętrzynym coming outcie. Nadal wmawiałem sobie, że jestem hetero. Tak właśnie zacząłem życie studenta, z dala od najbliższych, zdala od sąsiadów, którzy oceniają najmniejszy krok, obserują zza płotu. Odetchnąłem. Wszyscy pojechali, zostałem sam. położyłem się na łóżko, była zapalona lampka, a ja oddychałem warszawskim powietrzem. Tak zaczęło się moje nowe, wolne, szczęśliwe życie. Nowa przygoda. Wyrwanie z klatki, z tych lańcuchów, które ograniczały moje ruchy. Tak po roku zaczęły się kłamstwa do słuchawki, że wychodzę ze znajomymi, a tak naprawdę to były spotania z gejami. Tak z dnia na dzień powstał pewny siebie, wyemancypowany ja.
I tego dnia w uszach jedna piosenka tylko była, ta, którą dodałem w poście, ponieważ jadąc samochodem do Warszawy słuchaliśmy ze słuchawek z Olką tego w kołko i w kółko.

 


30 września 2015 r.

Jestem już w Warszawie siedem lat! Niby dużo, ale i mało. Początek roku akademickiego za każdym razem wywołuje sentyment. Wracam do wspomnień, oczy robią się mokre ze wzruszenia. Siedem pełnych lat!! Przez ten czas byłem w miejscach stolicy, o których bym nie śnił, byłem na koncertach, wystawach, widziałem znanych i lubianych, mieszkałem w trzech dzielnicach Warszawy, poznałem ludzi dobrych i chujowych, byłem podrywany w klubie przez szczerbatą dziewczynę, miałem na sobie oczy napalonych pedałów, gdy pierwszy raz byłem w klubie gejowskim, sikałem przy głownej ulicy w Warszawie po pijaku, negocjowałem z narkomanem przy rotundzie, który chciał mnie dzgnąć strzykawką, uprawiałem seks w samochodzie i chodziłem za rękę z facetem gdy wszyscy to widzieli, dostałem mandat, po pijaku gadałem z Matką Boską, dałem się okraść, zostałem inżynierem, poznałem faceta życia, dostałem pracę, jestem szczęśliwy.


Koniec września to taki czas nadziei, gdzie ta młodzież z wiosek i małych miasteczek przyjeżdza ze strachem w oczach do Warszawy na studia. Ja to już wiem, oni nie zdają sobie jeszcze sprawy, ale to jest ich wielki nowy początek! Trzymam kciuki!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz