środa, 25 listopada 2015

Secret Love Song Part II.

Na początek chcę się wytłumaczyć z ostatniego posta, ponieważ po kilku godzinach od publikacji dostałem prywatną wiadomość na maila pełną jadu i zarzutów.
Dlaczego post przybrał taka a nie inną formę? Aby nie było nudno, niech coś się dzieje.
Dlaczego wywołuję wilka z lasu? Nie wywołuję, poza tym nie wierzę w takie brednie jak przesądy (no może poza przejściem pod słupem/drabiną).
Dlaczego nie traktuje poważnie swojego związku? Traktuję, bardzo poważnie, nie rozumiem w ogóle tego połączenia z postem.


Teraz bieżączka:

Oficjalne ogłoszenie mojego awansu w firmie bardzo pozytywnie przyjęte. Z tej okazji całe biuro zostało udekorowane. Zaskoczyli mnie wszyscy. Dostałem też życzenia od pracowników. W poniedziałek, gdy miałem wolne, siedziałem i czytałem kartki z życzeniami. Bardzo miło mi się zrobiło. Miło, że zespół ludzi, którym będę zarządzał, traktuje mnie w taki a nie inny sposób. I tyle smsów pełne "powodzenia", "tak się cieszę", "gratuluję".

W piątek jadę w moje rodzinne strony. W końcu dojdzie do chrzcin mojego "dziecka". Będę oficjalnie tatą... chrzestnym. Miłe uczucie. Ja bardzo lubię swoich rodziców chrzestnych, mam nadzieję, że w taki sam sposób będę myślami przywoływany. Oczywiście moja rodzina nie wie, że jestem gejem.  Moja mamy nawet zapytała mnie, czy nie myślałem o tym, aby im o tym powiedzieć. Nie czuję potrzeby, nie wybierają mnie z tego powodu, że jestem heterykiem, tylko, ze uważają mnie za odpowiedniego opiekuna ich córki. Poza tym według mnie to nie jest tak ważna kwestia i nie muszę nikogo o tym uprzedzać. Nie mam tez pretensji do mamy, że takie pytanie mi zadała. Rozumiem ją, jestem też jej wdzięczny na wsparcie mojej osoby i mojego związku. Chciałbym aby każdy gej miał tylko taką matkę. Rzeczywistość niestety bywa inna. 




Gdy dzisiaj się przebudziłem usłyszałem do ucha: mam ochotę Ci obciągnąć. Początek dnia zatem był bardzo przyjemny. Bardzo często mój facet wykorzystuje moment, gdy jestem bardzo senny. Wtedy jestem bardzo uległy, można robić ze mną co się chce. Plusem bycia w związku jest bezgraniczne zaufanie. Nigdy nie można dopuścić do tego, aby ktoś, kogo nie znamy dobrze, mógł z nami robić czego dusza zapragnie. Pamiętajcie Panowie, zdrowie i (zdrowy) rozsądek ponad wszystkim.

Teraz wyrzucę z siebie żale jakie zalegają w moje duszy. Wśród swoich znajomych mam kilka osób, które cały czas próbują koncentrować uwagę tylko na sobie. Po awansie, gdy pisałem do kilku osób aby się pochwalić mniej lub bardziej, każda z tych kilku osób pisała tylko "fajnie" i napieprzala znowu o sobie, swoich problemach i swoim życiu. Czasami odnoszę wrażenie, że jestem od pocieszania innych, a gdy zaczyna się rozmowa na mój temat, to wtedy nie ma dopytywania, drążenia tematu, nie ma chwili na celebracje tego co ja mówię, każda wiadomość opada, zasypuje się kurzem i jest przykrywana "ważniejszymi" momentami tej drugiej osoby. Jestem takim typem faceta, który się nie chwili, mało opowiada o sobie, ale są sytuacje, w których chciałbym aby inni się mną zainteresowali, aby to oni zadawali pytania mi, a nie ja im. Czy ja tak dużo wymagam?

Zrobiłem sobie kawę, gorącą. Taka pijam tylko na mieście i w pracy. W domu pije tylko mrożoną. Dzisiaj wyjątek. Pisanie posta wymagało wsparcia się ciepłą kawą.

Cały dzień sprzątałem, a potem wieczór spędziłem na robieniu obiadu. Mój men będzie za godzinę w domu. Wszystko dopięte na ostatni guzik.

W tym roku postanowiłem wysłać moim kolegom-gejom, spoza Warszawy, kartki na święta. Powoli też już kompletuję prezenty na święta. Słucham już na całego piosenek świątecznych. To jednak nie przeszkadza w słuchaniu nowych albumów. Wczoraj sięgnąłem po płytę Little Mix (girlsband, powstały w X Factorze brytyjskim). Znam ich styl muzyczny, nie są moją bajką, mimo, że to pop, ale gdy przesłuchałem jedną z ostatnich piosenek z nowej płyty to zaniemówiłem. Zawsze wsłuchuję się  w tekst i pomyslałem przy tej piosence: jakie to znajome. Nie wytrzymałem, od razu musiałem napisać na tym na social media. Ta piosenka to istny GEJOWSKI hymn! Zaczałem szukać w sieci, okazało się, ze piosenka jest adresowana do LGBT świadomie przez zespół. Poniżej link, zamieszczam z tekstem, zalóżcie słuchawki i niech mi ktos powie, ze nie czuł się nigdy jak narrator tekstu! Mnie piosenka wzruszyła!!





wtorek, 17 listopada 2015

Zmiana.

Kto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy. Nigdy, przenigdy bym nie przypuszczał, że można tak łatwo zrezygnować z czegoś co budowało się tak długo. Bez problemów, bez szansy na jakieś wyjaśnienia, na wykrzyczenie w twarz czego by się chciało, nawet przekląć nie było kiedy, bo wszystko trwało pięć minut. To cholerne zdanie z jego ust, a potem głucha cisza w moich uszach.  Umarłem, na chwilę, żeby potem zrozumieć co się stało.

Wszystko zaczęło się od tego pieprzonego kolegi, który miłość wyznał. Czy facet w jego wieku jest w stanie uwierzyć w te bajki jakie opowiada młody. A może taka jest kolej rzeczy, że nuda, choć bezpieczna, wygryzana jest przez chęć podniecenia i ekscytacji, zachłyśnięcia się wszystkim nowym : ciałem, smakiem, zwyczajami, wspomnieniami.



Zostawił mi mieszkanie, które wynajmowaliśmy, zamieszka z nim. Zabrał tylko kilka ubrań, wróci po resztę gdy będę w pracy. Nie ma odwagi nawet porozmawiać. Z kim przystajesz taki sie stajesz - mawiają. Zdziecinniał. A zawsze taki wygadany był. Teraz nawet w oczy nie chce mi spojrzeć. Wykazał się łaską: podarował mi swoje płyty CD, których pośród moich jest może z 10. Też mi coś. Zabieraj je. Zabieraj i pieprzcie się przy tej muzyce. Nie potrzebuje ich i reszty Twoich pierdół. Gry, konsola, książki.. Choć nie, książki chce dla siebie. Muszę mieć co robić, gdy wracając z pracy nie będę mógł się odnaleźć.

Pewnie domyślacie się o co chodzi. Pewnie już wiecie o jakiej zmianie chciałem od dawna napisać...Nie. To nie jest tym o czym myślicie.

Po tym jak mój facet usłyszał, że jego kolega/przyjaciel/chuj-wie-kto wyznał mu miłość, usiadłem w cichym pokoju i zacząłem się nad tym zastanawiać. Wyobraziłem sobie jakby mogło wyglądać to wszystko gdyby mój facet zostawił mnie dla tamtego. I to co wyżej jest moim wyobrażeniem, wyłacznie. Moim żalem, który mógłby mnie spotkać. Nie jestem moim facetem, kto wie, może za rok lub dwa faktycznie mnie mój facet kopnie w dupę, biorąc pod uwagę mój trudny charakter, ale póki co jesteśmy razem, nadal codziennie wyznajemy sobie miłość, codziennie mówimy "uważaj na siebie" gdy drugi wychodzi z domu, nadal darzymy się zaufaniem. A zmiana jakiej doświadczyłem jest nieco inna.


Owa zmiana dotyczy mojego życia zawodowego. Od grudnia, już oficjalnie, będę zajmował stanowisko zastępcy kierownika mojego działu. Wyróżnienie tym wiesze, że zostałem wybrany przez samego Store Managera, który nie chciał widzieć mojego cv ani listu motywacyjnego. Kazał tylko napisać maila do HRu z informacją, że startuje w rekrutacji i że jestem po rozmowie z kierownikiem sklepu. Owszem, rozmowa rekrutacyjna była, musiałem się wykazać, ale najbardziej pocieszające jest to, że ktoś dostrzegł moje zaangażowanie, mój czas i siły włożone w budowanie firmy. Moja mama jest zachwycona, krzyczała do słuchawki, że musi jechać po szampana. Jestem podekscytowany tym wszystkim. Cieszy mnie też fakt, że mam wsparcie zespołu, ponieważ wielokrotnie słyszałem, ze to ja powinienem zajmować to stanowisko (jednak są jakieś plusy tego, że ciążata, o której pisałem, jest na zwolnieniu lekarskim i już nie pełni, póki co, tego stanowiska:) ).

Zrobiłem obiado-kolację,  czekam na mojego faceta. Powinien być na 20.30. Ok, jedzenie o tej porze nie jest zdrowe, ale ponad to na chwilę obecną stawiam wspólne jedzenie i spędzanie czasu.





niedziela, 15 listopada 2015

Zostaw go dla mnie.

Jakiś czas temu doświadczyłem dziwnej sytuacji pomiędzy mną i moim facetem. Gdy byłem w pracy dostałem smsa, który trochę mnie wybił. Już tłumaczę.

Pół roku temu mój facet poznał na kumpello takiego jednego przystojnego 23 latka. Pisali dosyć długo, rozmawiali przez telefon, w końcu doszło do spotkania. Pierwszego, drugiego, trzeciego... Oczywiście była na to moja zgoda, nie rozumiem dlaczego miałbym takich spotkań zakazywać. Sam poznaje nowych ludzi na portalach gejowskich. Co prawda nie spotykam się, ponieważ poznaję ludzi spoza Warszawy, ale gdybym miał okazję, to bym wyrwał się na jakieś piwo.

Ów chłopak, z opowieści mojego lubego, był bardzo pracowity, miał podobne podejście do życia jak mój facet, to samo poczucie humoru. Wielokrotnie wracając z pracy widziałem jak piszą na skype.

Teraz o tym, czego dotyczył sms z początku posta. Chodziło o to, że kolega mojego faceta się w nim zakochał, już dawno temu, nie jest w stanie o nim zapomnieć, gdy dochodzi do seksu z innymi facetami to myśli tylko o nim, nie wyobraża sobie życia bez niego i jak nie zostawi mnie to on chce zerwać ich znajomość, bo nie zniesie tego.

Szczerze muszę Wam powiedzieć, że nie spotkałem się z czymś takim, to zupełnie nowe doświadczenie. Gdy przeczytałem wiadomość w telefonie "[imię tego kolegi] wyznał mi miłość", to na początku pomyślałem, ze mój luby się nabija, a następnie zrozumiałem z czym mam do czynienia. Potem gdy rozmawiałem z moim facetem na ten temat to okazało się, że kolega namawia go do zostawienia mnie, zapewnia, że mu będzie z nim lepiej, sypie komplementami. Nawet zaleciłem spotkanie w trójkę, ale tamten nie chce w ogóle mnie na oczy widzieć ( jestem "ten-którego-imienia-nie-można-wymawiać" :) ). Uznałem, że rozmowa jest najlepsza na wszystko i jestem nawet gotowy pomóc tamtemu kolesiowi, bo wiem, że jest w trudnej sytuacji. Ale skoro nie chce rozmawiać ze mną, to kazałem ta sytuacje wyjaśnić im między sobą.

Czy powinienem się obawiać?!

Ta sytuacja dała mi dużo do myślenia. Przecież ja nie jestem w stanie ochronić mojego związku przed rozpadem. Do tego są potrzebne dwie osoby, nic po staraniach jednej. Jak tylko jednej zależy to całość jest skazana na niepowodzenie. Świat jest bardziej złożony niż nam się wydaje.

Tak, wiem, piosenka, jest o innym trójkącie.
Swoją drogą wolę wersję nieocenzurowana, gdzie pada słowa sin zamiast this.



piątek, 13 listopada 2015

środa, 11 listopada 2015

Basic.

No to jak z tym naszym patriotyzmem jest w końcu? Oddalibyśmy życie za ojczyznę? Taka mała refleksja z okazji dzisiejszego święta. Pytanie zostawiam bez odpowiedzi.

Odwiedziły nas dwie koleżanki. Jedna wie, że jesteśmy gejami i że jesteśmy parą; druga jest nieoświecona i traktuje nas jak facetów hetero. Był spacer po lesie, buty w błocie, potem pizza. Skończyliśmy u nas w mieszkaniu jedząc lody i śpiewając na singstarze. Wypiliśmy trochę wódki (ta trójka, ponieważ ja obyłem się bez alkoholu), pojechały. Dzień 11 listopada, mimo, że bez wymachiwania flagami i jakichś parad, minął miło. I nawet Warszawa w tym roku nie polała tyle krwi co w roku ubiegłym. Widocznie można nieco kulturalniej.

Koleżanka, ta co nie wie o nas, pytała, czy sąsiedzi nie gadają, że jesteśmy parą gejowską, bo w końcu dwóch facetów mieszka w kawalerce. Liczyłem na pytanie: no w końcu przyznajcie się, że jesteście para i wszyscy jesteśmy szczęśliwi. A tak musiałem mówić, że nie interesuje nas co inni myślą, bla bla bla...

Dzisiaj kłóciliśmy się z moim facetem dwa razy, rano -norma, gdy mamy dzień wolny. Trochę nadal się dąsam, ale wiem, że długo złości nie umiem utrzymać, jutro będzie już w porządku. Poszło o to, że jestem zaabsorbowany od trzech dni w pewną sprawę, która dotyczy mojego kolegi geja. Wiem, że potrzebuje mojej pomocy i wsparcia, chce mu pomóc, jednak mój luby sadzi, że to jest tylko pretekst, aby mieć bliski kontakt z ów kolegą. Czasami mam ochotę jebnąć mojego kochanego w głowę jak słyszę takie głupoty. Często pada z moich ust: nie boli Cię język od tego gadania. Niekiedy nie da się tych bzdur słuchać. Ale i tak kocham strasznie mojego faceta, bardzo mnie kręci, jest seksowny, jest bardzo zaradny i wie czego potrzebuje aby mieć zajebiste orgazmy.

Smuci mnie tylko, że są pary, które po jakimś czasie się rozstają. Lata (miesiące) bycia razem zaczynają nic nie znaczyć, stają się dla siebie obcy. I to poczucie straconego czasu, które w takiej osobie zostaje. Dla wszystkich osób, które właśnie coś takiego spotkało mam radę: głowa do góry, czasami zdarzają się takie rzeczy, które na daną chwilę wydaja się końcem świata, choć po jakimś czasie okazuje sie, że są początkiem czegoś nowego i jeszcze piękniejszego. Nic nie dzieje się bez przyczyny, uwierzcie w to, że każda zmiana może nieść coś niesamowitego ze sobą.

Mój drogi przyjacielu, mimo, że nie znasz adresu tego bloga, to pozwól, że tutaj, sam dla siebie, napiszę, że pomogę przejść Tobie przez to co nagle się stało i pomogę znaleźć wyjście z tej nieco trudnej sytuacji.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Wydało się.

Wracam do formy. Usiadłem do komputera, odprężony, wyciszony, spokojny. Wcześniej wziąłem kąpiel, gorącą, leżałem dosyć długo, z zamkniętymi oczami, w ciszy, nie myślałem o niczym, skupiłem się na oddechu. Zbieram ponownie siły, tego mi było trzeba.

Wczoraj mój ASUS definitywnie zakończył swój żywot. Jestem skazany na komputer mojego faceta. Skazany, to dobre słowo. Ale nie mam wyjścia. Mój laptop kupiła mi mama w 2008, gdy szedłem na studia. To korzystając z niego przygotowywałem się do zajęć, na nim napisałem prace inżynierską, dzięki niemu wkroczyłem w wirtualny gejowski świat portali randkowych, stron porno z zajskrytszych moich części wyobraźni, to stukając z klawisze mojego komputera poznałem mojego faceta, to korzystając z niego wysłałem w 2012 aplikacje do firmy, w której aktualnie pracuje. A teraz pozostało go zutylizować.

Mój facet dowiedział się o tym, że prowadzę bloga. Oczywiście to nie było tajemnicą, ale nie mówiłem też o tym szczególnie głośno. Ostatnio sam mu o tym powiedziałem. Odparł, że tak przypuszczał, choć brał też pod uwagę, że pisze jakąś książkę. Spytałem czy szukał  mojego bloga w sieci. Powiedział, że nie. Wolałbym aby tak zostało, choć nie mam nic do ukrycia. Blog to dla mnie taka mała prywatność, której w wynajmowanej przez nas kawalerce mam mało.

Wczoraj byłem u koleżanki ze studiów w odwiedzinach. Byłem w innymi dwiema koleżankami. Z jedną z nich mam bardzo dobry kontakt (choć nie powiedziałem jej, że jestem gejem, to wie; nawet kiedyś w tramwaju wypaliła "czy kręcą Cie policjanci?"), z drugą mniejszy, ale najmniej lubiana jest ta, którą pojechaliśmy odwiedzić. Pojechaliśmy z okazji narodzin potomka, a przy okazji była szansa aby zobaczyć nowo zakupione mieszkanie. Był lans, ą ę, głucha cisza, którą starałem się nadrabiać swoim głupim gadaniem. Po czterech godzinach się pożegnaliśmy. Pewnie kolejne odwiedziny będą przy okazji narodzin następnego dziecka. Pewnie zapytacie: to po co tam pojechałeś jak tak źle było? Ano tak w życiu jest, że czasami lepiej nie mówić co się myśli i z uśmiechem na ustach zrobić co się miało zrobić bez niepotrzebnego palenia mostów za sobą. Oto moja odpowiedź.

Na 16.20 jestem umówiony z moim mężem na stacji metro świętokrzyska. Ktoś z Was będzie tam o tej porze? To do zobaczenia :) Mam jeszcze chwile, zabieram się za przesłuchanie Delirium (od Ellie Goulding). Wczoraj słuchałem płyty One Direction (płytę przesłuchałem z okazji, że to ich ostatnia płyta, kolejnej zapewne już nie nagrają) - jedna piosenka nie może uciec mi z głowy! Posłuchajcie sobie What A Feeling.




Czy uwierzylibyście gdybym powiedział, że widać mnie przez chwilę w teledysku Ewki?! :)




środa, 4 listopada 2015

Do ludzi.

Wczoraj wyszliśmy z domu, do ludzi. Spotkaliśmy się ze wspólną koleżanką. Poszliśmy na miasto, najpierw na kawę piernikową (sezon świąteczny otwarty i w kawiarniach, i centrach handlowych, radiu i telewizji), potem na piwo. Poszliśmy do restauracji Česká na Chmielnej. Kelner był bardzo przystojny. Dostał od nas  chyba 20% napiwku. Nie wiem jak wy, ale my z moim facetem zawsze zostawiamy napiwki (zazwyczaj to jest 10%). Dla mnie to naturalne zachowanie, czasami nawet zostawiam z napiwkiem na paragonie dopisane długopisem  DZIĘKUJĘ :). Mój facet poza tym też pracował swego czasu jako kelner więc czuje sentyment i wie, ile radości sprawia napiwek do i tak niskiej dniówki kelnerów.

Koleżanka wczoraj namawiała mojego na wspólne założenie firmy. Mój luby nadawałby się do tego. Zawsze robi coś dokładnie (no może poza zmywaniem od-raz-zu po przygotowaniu obiadu) i umie zarządzać. W każdych decyzjach ma moje wsparcie, nawet jeżeli będzie chodziło o założenie firmy.

Niedzielę mam wolną. Tego dnia jadę z dwiema koleżankami ze studiów odwiedzić inną, która urodziła dziecko. Szczerze, nigdy jej nie lubiłem. Jadę, jestem dżentelmenem, może akurat będzie miło (choć podróż na Ursus z mojej północnej dzielnicy to cała wyprawa). Liczę, że wypijemy jak po staremu (no poza tą co urodziła), pośmiejemy się, może znowu jak za czasów młodości będziemy rozmawiać z obrazami Matki Boskiej. Nie nastawiam się na NIE, jestem na plus.

Cały dzień nadrabiam zaległe płyty, których nie miałem kiedy przesłuchać. Lubię takie dni jak dzisiaj. No można byłoby zmienić tylko godzinę pobudki, zamiast 10tą na 8mą, ale biorąc pod uwagę, że noc wcześniej spałem tylko 3 godziny, taki nadmiar snu był niezbędny.

Dawno nie logowałem się na kumpello. Pora posiedzieć i zobaczyć co się dzieje w świecie.

Dzisiaj muzycznie panowie, przystojni, nieprzystojni, jak kto woli.




niedziela, 1 listopada 2015

Anonimowy.

Post miał być o czyś tam, jakiś szkic w głowie powstał, ale wybiło mnie z rytmu to co zobaczyłem: komentarz do poprzedniego posta, długi, soczysty! Postanowiłem, że napiszę swoją refleksję na ten temat w oddzielnym poście. (dla zainteresowanych tutaj link do komentarza)

Drogi Anonimowy - cholernie mnie rozbroiłeś! W pozytywny sposób. I w ogóle nie odebrałem negatywnie tego co napisałeś! To było takie jak lubie - szczere! I nie mam zamiaru pisać, że jesteś jakąś szmatą i masz wypieprzać z bloga! Posunę się nawet dalej: chętnie bym Cię poznał! Tak, bo taką estetykę w ludziach lubię.




Teraz aby wyjaśnić Tobie kilka kwestii, które były nurtujące:

mężczyzna, z którym jestem (rocznik 87), jest już tym zaklepanym, jesteśmy długo, więc nie jest chłopakiem (bo takim tytułem mógłbym nazwać kogoś z kim jestem rok, nie dłużej), mężem też nie, ponieważ nie mamy przez państwo uchwalonej żadnej relacji partnerskiej. Jest moim facetem, z którym dużo mnie łączy, który jest mi bliski i zna mnie na wylot (zbliża się nasza rocznica więc jeszcze zanudzę o naszym związku).

Drogi Anonimowy, temat walenia konia się powtarza, bo naprawdę to jest połowa mojego wolnego czasu (druga połowa to muzyka). Chyba muszę poddać się leczeniu. Co do samouwielbienia -  w końcu ktoś to zauważył. Tak, podobam się sam sobie. Trochę mam coś z narcyza. Ale to nie oznacza, że jestem przystojny, ja po prostu mam tą pewność siebie, która daje mi komfort bycia w swojej skórze.

Co do kolegów z pracy i tego, że oni jeszcze nie zorientowali się, że je też jestem gejem.. Myślę, że się zorientowali. Jestem przekonany, że wiedzą, bo ja uważam, że gej geja pozna. Ale nie zaczepiają mnie prywatnie, ponieważ?? Hm.. I tutaj już mam pustkę w głowie. Nie wiem dlaczego. Wstydzą się, boją się. To jest już dla mnie zagadką. Do jednego sam kiedyś zagadałem i się kumplujemy, mimo, że zmienił miejsce pracy. Poza tym nadal mieszkamy w Polsce, a to niesie ze sobą strach przed coming outem, niewielu z nas żyje z tą lekkością w sercu w związku z tym, że każdy o nim wie. My jednak żyjemy w szafach i od czasu do czasu zerkamy przez uchylone drzwi w kierunku innych szaf.

I teraz do monotonii na moim blogu (o której pisał Anonimowy): to rzecz jasna policzek dla każdej osoby piszącej. Ale dobrze, że o tym piszesz, ponieważ ile można czytać o tym samym... Problemem jest jednak to, że prowadzę nudne życie. Bez przerwy praca, w wolnej chwili seks i oglądanie filmów z moim facetem. Nie jesteśmy tym związkiem, co dwa razy do roku jeździ za granicę, co chodzi po modnych klubach i kawiarenkach. Tak czy inaczej, podnoszę się po policzku, poprawiam jak na pedała przystało usta szminką (archetyp, nie reality) i zaczynam się poprawiać tematycznie.


Monotonia jest złem. Monotonia na moim blogu to drugie imię, ale muszę:
Drogi Anonimowy, dziękuję za komentarz. To była naprawdę miła niespodzianka po zalogowaniu się na bloga!!





Ok, a teraz to co było zaplanowane, ale będzie w skrócie, bo długi post jest nudny.

Wczorajszy dzień minął szybko, w pracy byłem od 7mej, robotę rzuciłem o 14, powiedziałem [adje] i wybrałem się na małe zakupy do pobliskiego centrum handlowego. Mój facet kupił sobie buty. Potem poszliśmy szukać dyni (halołin było wczoraj). Dyni nie znaleźliśmy odpowiedniej, wszędzie były długie ogórasy, ani jedna dynia nie przeszła mojej selekcji. Aby nie było mi smutno, po powrocie, mój facet zrobił mi dynię z papieru. Nie powiem, było to urocze.

Wieczorem przewracaliśmy się w łóżku. Skończyło się na kręceniu seks taśmy. No może seks taśma to zbyt dużo. Mój facet kręcił telefonem jak się spuszczam. Wiem, że takie rzeczy są dosyć tandetne, ale mamy kilka takich filmów ukrytych głęboko na dysku zewnętrznym (który swoją drogą jest głęboko "zamurowany w ścianie"). Po wszystkim mój facet powiedział mi do ucha: jak mnie zostawisz to wszyscy to zobaczą. Ja zacząłem się śmiać odpowiadając: powodzenia.
Lubię TAKIE nasze rozmowy. Jasne, że gdyby ktoś to usłyszał z boku to by pomyślał, że jesteśmy pojebani, ile razy sami mówimy, że gdyby sąsiedzi posłuchali naszych dialogów to by nas na stosie spalili, ale to jest szczere i nikogo przed sobą nie udajemy i możemy na takie rozmowy sobie pozwolić. Nie musi się to innym podobać, my jesteśmy w porządku ze sobą, to nam wystarcza.

1 listopada to dobry czas do tego aby rozmawiać o tym, jakby chciało się... być pochowanym. Rozmawialiśmy z moim facetem o tym już wcześniej, dzisiaj po raz kolejny. Obaj przystajemy przy kremacji. Jakieś małe tabliczki w ścianie, obok siebie. Przyjęło się, że nie wypada rozmawiać na takie tematy, wielu ludzi tego unika. Pamiętam jak w moim rodzinnym domu unikało się tego tematu, a każda moja próba była kwitowana "już przestań o tym mówić". Cieszę się, że w moim związku nie boimy się takich tematów. Bądźmy realistami, nie wiemy co będzie jutro albo za miesiąc. Chcę aby mój facet wiedział, co ze mną zrobić jak już będę gdzieś tam wysoko, w piekle lub niebie lub innych wymiarach, jak kto woli. Ciało samo nie zniknie.