niedziela, 14 sierpnia 2016

Oświedczenie - KONIEC.

Ja, Pat Własnegolosu, chciałbym ogłosić zamknięcie bloga Zapach Neonu.  Zamknięcie bloga spowodowane jest skupieniem się na innych obowiązkach, wynikających z życia zawodowego oraz prywatnego. Przyznać muszę, że prowadzenie bloga dało mi duzo radości, było miejscem, gdzie mogłem wyrzucić wszystko co siedziało mi na sercu i umyśle. Blog póki co zostaje w takiej formie w jakiej jest na dzień dzisiejszy, jednak istnieje możliwość, że zostanie wykasowany. Istnieje też możliwość, że za jakiś czas powstanie niezobowiązujący post z updatem odnośnie mojego życia.

Pat Własnegolosu.




ale zanim postawię ostatnią kropkę, to napiszę kilka zdań. No byłbym głupi gdyby nie było jakiegoś epilogu, bo w końcu ten blog to nieco jak książka, czytasz, chcesz więcej a tu nagle jakiś pajac, pedał, decyduje się na zamknięcie i dupa. Pusta kartka, nic nie wiadomo jak ta historia się kończy.

Od razu muszę zaznaczyć, że zainspirował mnie do napisania czegokolwiek tutaj Artur. 

1. ARTUR.

Ten facet jest świetnym przyjacielem. Rok temu pisaliśmy więcej niż teraz, ale na chwilę obecną jak popiszemy przez moment raz na dwa tygodnie to wiem, że jest gdzieś tam zawsze i w każdym momencie mogę do niego napisać. Mam tylko nadzieję, że też odbiera to tak samo jak ja. Ten facet jest bardzo przystojny, sprytny, ambitny i ma dobre serce. Ma do tego taki typ poczucia humoru jaki ja lubię. Czasami jak glupi czekam na odpowiedz gdy do niego napisze. Chciałbym, aby życie było dla niego łaskawe, aby ułożyło się tak jak wymarzy. I aby jego przyszły facet zaakceptował mnie jako jego kumpla. Nie wyobrażam sobie straty kogoś takiego. Artur mi bardzo pomógł gdy w połowie lipca miałem mały kryzys z moim facetem.

2. MÓJ FACET.

Jesteśmy nadal razem. Jakiś czas temu było gorąco, padały bolące słowa między nami, czasami było przeklinanie i machanie rękami. Jakoś przetrwaliśmy to. Mieszkamy tam gdzie mieszkaliśmy, seks uprawiamy, choć biorąc pod uwagę, że ostatnio mój facet upadł na zdrowiu to jest go nieco mniej. Mój facet przygotowuje się do zmiany pracy. Spędzamy wolny czas razem, razem planujemy swoje życie. Kocham go bardzo mocno!




3. PRACA.

Niezmiennie poświęcam się jej w 150%. Ostatnio zostałem nazwany  Krwawym P. ze względu na to, że w przeciągu pięciu dni zwolniłem dwóch pracowników. Jak zawsze zostaje po godzinach, jak zawsze wracam zmęczony, jak zawsze złoszczę się na to wszytsko, ale idę tam z uśmiechem na twarzy. Bardzo lubię moją pracę. Moją firmę polecam wszystkim moim znajomym.

4. JA

Chyba przytyłem 5 kg. Broda nadal na twarzy, wlosy dłuższe, choc juz nie tak, żebym mógł zrobic kucyk taki jak na początku lipca. Kocham swojego faceta. Kocham mamę. Kocham Artura (chyba mogę tak to ująć), kocham Warszawę, kocham wydawać pieniadzę na płyty, kocham się spuszczać, jeść niezdrowo i pić cydr. Ostatnio bardzo blisko jestem też z kolegą nazwanym na tym blogu Dziennikarzem.  Moj facet nie jest zachwycony, ale wszystko idzie w strone tego, że bedziemy bliskimi przyjaciółmi.  Ogólnie jestem z życia zadowolony. Jeżeli miałbym określic się czy jestem szczęślwy czy nie, to JESTEM SZCZĘŚLIWY!

Blog był bardzo fajna przygodą! Chcę podziekować Wam wszystkim, którzy zaglądaliście tutaj, komentowaliście, powodowaliście, że się usmiechałem na każdym razem gdy tutaj wchodzilem. Dziękuję za to, że zostawialiście komentarze: Kornik, Inny25, JarKow, Carlo, Oskar i Tobie kolego z Zachodu, którego poznałem ale i nie-poznałem (i tym, którzy zostawili po jednym czy dwóch komentarzach trafiając przez przypadek)!



Nie rezygnuję z czytania blogów, ale będę to robił juz incognito. Pat Własnegolosu idzie spać. Może się obudzi, może nie.

Cały czas, od dawien dawna, jestem aktywny na Twitterze. Jeżeli tam jesteście - dajcie znać. Wyślijcie swój nick w wiadomości prywatnej, od razu zacznę Was followować.

Na dzisiaj mowie do zobaczenia!

Ciekawe jaki obraz mnie zostawiam za sobą.

Trzymajcie się :)




P.S. Wybaczcie mi literówki, ale pozwoliłem sobie na bałagan ortograficzny już tak na koniec.

niedziela, 10 lipca 2016

Spieprzyłem.

Spieprzyłem kwestię mojego bloga. Był, byli czytelnicy, a ja za robotą nie miałem jak znaleźć chwili by coś napisać. Może dlatego, że lubię długie teksty, krótkie to nie ja, ja dużo chcę powiedzieć... 

Przyszedł urlop i też zjebałem. Tyle wolnego i jeden post. Plany były inne. Zrezygnowałem z używania komputera, pisanie postów na telefonie mnie męczy, więc nic nie napisałem...

Urlop... 3 tygodnie wolności. 21 dni bez ludzi w koło, którzy zawracają Ci dupę. Zostały mi jeszcze cztery. Co to cztery do tych 17, które minęły. Przyznaję, taki długi urlop pozwala odpocząć. Zregenerowałem się. Jest mi dobrze, sypiam też nieźle, nie śni mi się praca, haseł zapomniałem do wszystkiego. O to chyba chodziło.

Pierwszego lipca o 9 rano postawiłem nogę na dworcu wschodnim, urlop przeniósł się do Warszawy. Pogoda bardzo dobra, mnóstwo czasu! Początek był trudny, ponieważ mój facet też miał kilka dni wolnego, ciągle się kłóciliśmy, ciągle było coś. W pewnym momencie mnie to przerosło. Pękłem. Pękłem przed Arturem. Wyrzuciłem wszystko co siedziało mi na sercu, żołądku, w głowie. Artur to jest taki facet, któremu ufam. Wiem, że zachowa wszystko dla siebie. Wiem, że nawet nie wydałby mnie przed moim facetem. Zdradziłem najczarniejsze myśli, z którymi się nie dzieliłem z nikim. Wysłuchał. Poczułem się lepiej.

Potem mój luby wrócił do pracy, powoli równowaga wróciła do normy. Jednak mamy obaj mocne charaktery, gdy jesteśmy za długo razem to dochodzi do spięć. Problem polega na tym, że mamy różne wizje na wspólny wolny czas. Kompromis... czasami nie mam na niego chęci.


Odpuściłem sobie spotykanie się ze znajomymi. Postanowiłem sobie, że urlop to czas dla mnie, nie muszę się z nikim widzieć. Ostatnie trzy dni były poświęcone na wyjścia z domu. Wczoraj Młody, przedwczoraj z moim facetem pojechaliśmy spotkać się z Twittermanem i jego facetem (najpierw knajpa a potem wylądowaliśmy u nich w mieszkaniu).

Dzisiaj ogarnął mnie po południu smutek. Ciężko za mną nadarzyć. Wpadłem w kompleksy. Ja naprawdę mam schizofrenię.  Czasami myślę pozytywnie a potem dopada mnie lęk. I się blokuje.

Chciałem przeprosić wszystkich, którzy czytają (czytali) bloga za to, że go zaniedbałem. Chciałbym móc skupić się na nim, móc opisywać swoje życie geja, dzielić się przeżyciami. Artur mnie motywował do pisania. Chyba mu się udało, skoro zdecydowałem się napisać. Jednak nie obiecuję, że posty będą stale i często. Bardzo lubię to miejsce!

A teraz na koniec news, który jest dosyć ważny. Drugiego dnia urlopu poznałem chłopaka (pisałem dwa słowa o nim w poprzednim poście). Będę go nazywał tu Dziennikarzem. Od tamtego czerwcowego dnia  piszemy bez przerwy codziennie, od świtu do późnej nocy (bez przerwy - dosłownie, już tyle dni!). Jesteśmy w podobnym wieku, pochodzimy podobnie ze wschodniej ściany, uwielbiamy muzykę, mamy bardzo podobne spojrzenie na życie, na świat. Tak skupiłem się na tej znajomości, że uzależniłem się od niej. Piszemy często na granicy, wymieniamy się zdjęciami. Pan Dziennikarz ma też faceta. Jak wróciłem do Warszawy to w pewnym momencie zadałem sobie pytanie: w jaką stronę to idzie. Zarówno jego, jak i mój facet się złościł, że wisimy na telefonie. Nie widzę w tym nic więcej jak przyjaźń, ale jednocześnie jestem zazdrosny, gdy nie piszemy bo spędza czas ze swoim facetem. Nie wiem jak to z jego strony jest, ale z mojej to jest olbrzymie zaangażowanie. Chcę uspokoić, nie zrobiłem nic na co nie dostałem zgody kiedyś podczas rozmowy z moim facetem. Bardzo go kocham i chcę być z nim. Jednak nigdy nie bylem w takiej sytuacji jak teraz. Mieszkamy w różnych dzielnicach. Jeszcze się nie widzieliśmy, ale po jego urlopie umówiliśmy się na alkohol. Ciekawe tylko czy mój i jego facet na to pozwolą...



Jestem stały w uczuciach, nie wyobrażam sobie rozstania z moim obecnym facetem, nadal dążę go nieskończonym uczuciem. Jednocześnie czuję się dziwnie (bardzo dobrze i pozytywnie) w nowej kumpelskiej relacji.

Podczas urlopu wyszalałem się z kasy, wydałem majątek na płyty. Nie schudłem, nie zrobiłem nic aby żyć zdrowiej. Chyba od jutra czas nastrajać się na powrót do pracy!






środa, 29 czerwca 2016

Wieś.

Od razu uprzedzam, piszę na telefonie tego posta. Bardzo tego nie lubię, nie mam cierpliwości do mojej klawiatury a pisane długich tekstów jest dla mnie psychiczna męczarnią. To tyle na dzień dobry.


Odpoczywam na całego. Pierwszego dnia, tak na prawdę godzinę po moim przyjeździe, przybiegła do mnie moja chrześnica. Wyczekiwała mojego przyjazdu od dawna. Ciągle mówiła, z relacji mojej mamy: Chrzestny przyjeżdża, chrzestny przyjeżdża. Nie powiem, bylo to mile. Poza tym moje dziecko jest energiczne, cały czas się cieszy i śmieje, a ja się cieszę, że dostałem role ojca chrzestnego.


W niedziele grzało słońce, a ja spragniony promieni i ciszy poszedłem w pole bez koszulki. Nawet spodenki sobie zsunąłem gdy chodziłem, aby dupe opalić. Skończyło sie na tym, ze całą klatka piersiowa się spaliła, plecy i dupa też wiec noce to tragedia. Ale co głupiemu, zmęczonemu pracą mnie. Chodząc w niedziele po tych pustkowiach strasznie sie podnieciłem. Nikogo nie bylo w koło, w koncu niedziela, nikt w pole nie jeździ traktorem, byłem sam,z odkryta dupa na słońcu. Stanąłem, opuściłem spodenki i zwaliłem sobie konia. Sperma gotowała sie na piasku.


Dzień za dniem mija szybko. Jutro powrót do mojego faceta. Tęsknię za nim. Jak wrócę to będziemy mieli pięć dni wolnych wspólnie.


Z ciekawostek poznałem ostatnio nowego chłopaka. Pisze artykuły dla jednej bardzo znanej gazety. Wydaje się być bardzo ułożony i spokojny, a takich znajomych raczej szukam.


Panowie, używajcie gumek na wakacjach! Nie dajcie ponieść sie emocjom! Miejcie głowy na karku! Do odbioru w Warszawie.

sobota, 25 czerwca 2016

List.

Warszawa, 26 czerwca 2016r.



Witajcie!

Od wczoraj mam urlop, dzisiaj o 14 ruszam w rodzinne strony.

Przed urlopem pracowałem chyba 10 dni pod rząd, dlatego zarosło tutaj pajęczynami. Gdy dotrę na wieś, do tego spokoju i zieleni - postaram się nadrobić zaległości, odpisać na komentarze i na wiadomości!

Czapki na głowy moi drodzy, abyście nie dostali udaru!

Panowie, nie chodzimy w majtkach, jajka się ugotują! Chyba każdy z Was nie chciałby mieć amputowanych tych skarbów!

Uważajcie na siebie!

Pozdrawiam,
Pat Własnegolosu.


piątek, 10 czerwca 2016

Nękanie.

Przeżyłem początek miesiąca. Wracałem z głową spuchniętą, mój facet był spokojny, tolerował moje złości. Kierowniczka wróciła, ale zauważyłem, że cieszy się, że wszystkim się zająłem i przez pierwsze dni nieco olała wszystko, nadal musiałem się wysilać. Na chwilę obecną wszystko już jest pod kontrolą, moją i jej.

Zwalnianie pracowników nie jest miłym doświadczeniem, jednak wielkim wyzwaniem jest aby się nie złamać patrząc na płacz i lament pracownika. Jestem konsekwentny, decyzja zapadła, nie ma półśrodków. Nic nie da w rozmowie ze mną to, że ktoś zacznie mnie błagać, łapać za ręce. Bardzo się denerwowałem przed rozmowami, ale nie podnosiłem głosu, mówiłem na spokojnie, merytorycznie. Taka rola kierownika. Co na to poradzić...

Pewnie domyślacie się, że wyczekuję urlopu z utęsknieniem. Z jednej strony myślę, że mógłbym go mieć pod koniec lipca (wtedy mam urodziny), ale z drugiej mam chęć pieprznąć na moment odpowiedzialności w kąt i przestać myśleć o pracy. Dzisiaj rano obudziłem się z myślą, że pracuję. Dopiero po krótkiej chwili zdałem sobie sprawę, że w końcu mam wolne.

Za oknem burza, aż nawet muzykę ściszyłem aby nacieszyć uszy tymi naturalnymi dźwiękami piorunów.




Pierwszy dzień festiwalu w Opolu spędziłem u Twittermana i jego faceta (mój Mąż pracował tego dnia do 22, nawet chłopcy chcieli pojechać po niego autem, ale uznaliśmy w czwórkę, że następnym razem spotkamy się wszyscy. Wieczór był udany, koledzy mają podobny styl zachowania i żartu co my, było przyjemnie, nikt się nie krępował. Dobrze zjedliśmy, upiliśmy się a potem obgadywaliśmy facetów w TV.
 
Przedwczoraj byłem na imprezie pracowniczej. Było pełno alkoholu, jedzenia i fajnej muzyki. Mieliśmy w firmie zastępstwo, każdy z naszych pracownik miał wieczór wolny. Nie mogłem się nie pojawić. Nawet miałem sam chęć wyjść i się pobawić, nieco zapomnieć o codziennej bolączce i stresach. Wypiłem tak aby być na nogach, zjadłem kawałek ciasta (nie jadam na takich imprezach, na weselach też nie, ale po powrocie do domu zawsze nabieram chęci na jedzenie), potańczyłem, porobiłem sobie z moimi ulubionymi koleżankami z pracy zdjęcia w automacie, na odchodne każdy dostał pełno prezentów. W mieszkaniu byłem około 1 w nocy, mój facet na mnie czekał. Kolejnego dnia miałem na rano do pracy, ale w zamian wyszedłem o 14.

Życie osobiste w porządku, takim porządnym porządku, żyjemy, mamy marzenia, sprzeczki, robimy sobie niespodzianki, szczypiemy się po pośladkach. Kontakt z Młodym na wymarciu, nieco mi to ułatwił, bo któregoś razu rzucił focha i przestał się odzywać. Napisałem mu, że jak ciągle mu stoi, to aby popatrzył na cycki jakiejś laski w necie. On na to, że jest bi i mam szanować kobiety. Ta, bi, yhy.

Czasami nachodzi mnie na zadumę, nad moim dzieciństwem, myślę o mojej mamie, o mojej i mojego faceta przyszłości, myślę o moich bliskich... Czasami mam chęć się rozpłakać. Tak chyba bez powodu. Płacz bywa kojący.




Teraz z innej strony. Od dłuższego czasu mam pewien problem. Dzwoni do mnie firma windykacyjna (CROSSFINANCE) i pyta o jakiegoś faceta. Na moją odpowiedz, że to pomyłka oni twierdzą, że jakiś inny facet podał TEN numer telefonu jako kontaktowy. Nazwiska od czapy, kompletnie tego nie rozumiem. i jeszcze zrozumiałym byłoby, gdyby ktoś zadzwonił raz i dał mi spokój. Telefony mam co trzy dni, za każdym razem słyszę to samo (Bo Pan Jakiśtam podał ten numer... A nie zna Pan Pana Jeszczejakiegoś...). Cierpliwość mi się kończy. Zastanawiam się nad zgłoszeniem tego na policje jako nękanie, ale może ktoś z czytających miał tak samo. Może ktoś podpowie jak w innych sytuacjach to się skończyło. Ja już mam dosyć. Staram się być uprzejmy przez telefon, ale kiedyś poślę kurwami bez wyrzutów sumienia. Numery z których dzwonią do mnie to: 609880058, 609885582, 513450298.

Wspominana sytuacja z ZTMem, o której pisałem jakiś czas temu, kończy się bez echa. Postaram się wrzucić zrzuty z korespondencji na bloga. Ja, jako pasażer ZTMu, czuję się obsrany. Maile wrzucę, aby każdy wyciągnął jakąś refleksję na temat jakości obsługi pasażerów.

Ten post taki jakiś bez ładu, może dlatego, że pisząc go odrywałem się trzy razy. Nadrobię zdjęciami ładnych panów i jakąś piosenką na do widzenia. Trzymajcie się ciepło!



p.s. Dzisiaj urodziny ma nasz ukochany kolega Artur!!
p.s. Sansenoi, ja wiem, wiem, biję się po piersi, cały czas mi to siedzi w głowie to co obiecałem. Może po prostu ty wpadniesz i mnie odwiedzisz :P

wtorek, 31 maja 2016

Krótko i...

... na temat.

1. Wyjazd do Trójmiasta anulowany, dzisiaj rano miałem telefon. Powód: jedna z osób się rozchorowała. Jedziemy wszyscy albo nikt.

2. Tą rozchorowaną osobą jest moja kierowniczka. Nie będzie jej kilka dni. Akurat jest najwięcej rzeczy do zrobienia jutro. Rozliczenie godzin pracy pracowników za maj, trzeba dokończyć robić projekt, który ma ruszyć za dwa dni, raporty zrobić za miesiąc poprzedni, do tego mieć na to czas, a mi go, kurwa, brakuje a jutro tym bardziej będę w czarnej dupie. Dlatego zamiast na 8-mą idę na 6-tą. No chyba, że nie będę mógł spać, to pojadę na 5-tą.

3. Jutro muszę wziąć na dywanik dwóch pracowników i oznajmić im, że od lipca już nie pracują.

4. Mam być uśmiechnięty, przystojny, wyspany i mam nie narzekać.






Jeżeli znacie jakiś cud-medikamen, abym nie zwariował, lub numer do jakiegoś szamana, który obdarzy mnie cierpliwością  - piszcie.



sobota, 28 maja 2016

Marmury u geja.

Czasami odnoszę wrażenie, że bycie dorosłym to kara. Gówniaż martwi się tylko tym, że "Pani wstawiła uwagę do dziennika". Srać na uwagę, srać nawet na niedostateczne w zeszycie. Bierzesz kredyt, bierzesz ślub (lub jak to my geje: żyjesz sobie w związku po cichu), rodzisz dzieci lub tylko je wychowujesz, i dopiero wtedy zaczyna się życie. Plusem tego całego życia jest to, że codziennie jest jakaś lekcja, która pomaga przetrwać w tym niekiedy posranym jestestwie codzienności.



Czas od ostatniego wpisu do dzisiaj minął jak jeden dzień. Może praktycznie dlatego, że gdyby nie to, że w maju są dwa dni ustawowo wolne od pracy to bym pracował ciurkiem... Nie wiem jak się nazywam, nie wiem, że dzisiaj jest sobota, a już tym bardziej nie wiem, że jest 28. miesiąca. 

W ubiegłym tygodniu miałem spotkanie kierowników. Zamiast spotykać się w firmie zorganizowano spotkanie w domu jednego z kierowników pod Warszawą. Robiliśmy grilla i dyskutowaliśmy o sprawach naszej firmy. Po pierwsze wyszedłem stamtąd z bolącą głową, po drugie wyszedłem zmieszany, a po trzecie na barki spadła mi kolejna odpowiedzialność. 
Mieszkanie owego kolegi chyba całe z marmurów, pełne masek afrykańskich, jakichś waz glinianych jakby z bajki Herkules i pełne okien od podłogi po sam sufit. Poczułem się biedno. Kolega u którego byliśmy jest gejem. Nie kryje się z tym. Pomyślałem, że ja to w hierarchii gejów świata jestem nisko nisko, bo wynajmuję mieszkanie, mam jedno, ciasne łóżko, kawalerka nasza ma 35 metrów kwadratowych, marmurów brak a zamiast masek z czarnego lądu mam jedynie stertę płyt CD.  Na pocieszenie, już na koniec dowiedziałem się, że kolega jest singlem, że to nie jego dom a jego rodziców i że tak naprawdę to mieszka tutaj dopiero od roku, bo rodzice wyprowadzili się do Krakowa i kazali mu pilnować tego podwórka. Chyba jednak jak na swoje 26 lat nie jestem taki najgorszy w kwestii zdobywania świata i otaczania się luksusami.
Nie lubię tego chłopaka, w pracy rozmawiam z nim tyle ile muszę. Jest przemądrzały, nie jest skromny i do tego nie jest w moim typie. 

Kilka dni temu spotkaliśmy się wspólnie z moim facetem z Młodym. Mieliśmy wieczór wolny, nic nie planowalismy, uznalismy, że co nam szkodzi, jakoś czas zapchamy, tym bardziej, że Młody bardzo chciał się z nami spotkać na żywo (dotychczas widział się tylko ze mną). Poszliśmy na spacer, potem coś zjeść (uwielbiam Warszawę za to, że siedząc w restauracji u Magdy Boskiej Gessler, ona siedziała przy stoliku obok, i na nikim to nie robiło wrażenia) a potem siedzieliśmy nad Wisłą, piliśmy wódkę. Młody cały czas kokietował mojego faceta, a potem gdy rozstaliśmy się na centralnym, pisał do niego, że jest taki "hot" , "męski" i że go "rozpala". Ja wiem, mój facet wie, że ta znajomość idzie ku końcowi. Jakoś nie widzę, abyśmy mogli się kumplować, gdy on tylko o jednym pisze z nami. Na poczatku było może to jeszcze zabawne, ale mnie to już męczy. Najgorsze, że mowienie mu w prost o co chodzi nie działa, nie bierze tego do siebie. No taki dzieciak niewyżyty...



Znajomość z Twittermanem aktywna, widziałem się z nim ostatnio w Arkadii na kawie, poznałem też jego faceta. Mamy zaproszenie do chłopaków na oglądanie Opola w TV, ale okazuje się, że w tych dniach mam wyjazd służbowy a kolejnego dnia pracuję na popołudnie. Tak czy inaczej chcę aby doszło do spotkania naszej czwórki, ponieważ facet Twittermana bardzo przypomina mi mojego i nawet mają takie samo hobby, więc będą mieli o czym rozmawiać. A nie mamy żadnej pary gejowskiej, z którą moglibyśmy się spotykać czy wychodzić na miasto.

A co do czerwca... Na początku miesiąca mam wyjazd służbowy do Trójmiasta. Dwa dni poza Warszawą. Samo spotkanie biznesowe ma trwać 3 godziny, raptem od 11 do 14 pierwszego dnia. A potem firma płaci za żeglowanie, za pójście do klubu i za opalanie się na plaży drugiego dnia. Mam mieszane uczucia. Wiem, że tak wyjazdy służbowe wyglądają, ale jakoś nie jestem do tego przekonany. Z drugiej strony, jak mój facet mówi, mam z tego korzystać w pełni skoro mam za darmochę odpoczynek, za który firma mi płaci i do tego dolicza dietę. Ten świat jest tak dziwnie skonstruowany.

Potem dwa zebrania, być może kolejny wyjazd słuzbowy do Bydgoszczy a pod koniec miesiąca zaczynam urlop, pierwszy raz w życiu trzytygodniowy (kolejny przywilej kierownika w mojej firmie). Pierwszego dnia urlopu jadę do mamy, już nawet potwierdziłem. Muszę kupić kilka prezentów (mojej mamie, bo ma w lipcu urodziny, mojej chrześnicy - bo widuje mnie tylko dwa razy w roku).

Słońce nas roztapia, wczorajsze burze nad Warszawą były cudowne, nad ranem grzmiało tak, jakby w blok uderzyły pioruny. Jestem fanem burz.

I tak na koniec, na moje własne pocieszenie... a może nie, bo wyjdzie, że sie tylko przechwalam, że tylko o to mi chodzi.. Nic już nie piszę. 

p.s. Mówiłem to mojemu facetowi: Ariana Grande przypomina mi jego młodszą siostrę, też jest taka drobna i taka... ładna.
p.s. Przedwczoraj miało premierę moje wyjście na miasto w kitce na głowie. Nie planuje tak chodzić codziennie, ale gdy mam wolny dzień i muszę wyjść do sklepu to czemu nie. Mój facet się jara nowym mną. Broda, kucyk... Brakuje tylko okularów, samochodu i dolarów w portfelu.



poniedziałek, 16 maja 2016

Oral, Anal i ESC.

No tak, pewnie każdy, kto tutaj zagląda, ma nadzieję, że jak jest dzień wolny od pracy, to zaglądając tutaj będzie post. I owszem, miałem taki zamiar, ale spacer z moim facetem, a potem oglądanie filmów i granie na playstation spowodowały, że nie miałem już siły usiąść do komputera. Choć prawda jest taka, że chętnie bym pisał za każdym razem gdy mam wolne, jednak najlepiej pisze mi się wtedy, gdy jestem sam w mieszkaniu. I nie chodzi o to, że boję się, że mój facet zajrzy przez ramię. Chodzi o to, że musi panować wokół mnie spokój i harmonia, abym mógł skupić się na tyle, by powstał tekst, z którego będę zadowolony.

Obaj z moim facetem sobotę spędziliśmy na lenistwie. Z tego leżenia w łóżku był nawet oral, a potem anal, a potem zakupy na wieczór i tańcowanie w mieszkaniu z radości na nadchodzącą Eurowizję. Ubiegła sobota majowa - święto wszystkich gejów, jak co roku, piski, drinki i żarcie tylko po to aby obejrzeć ESC. I mówicie co chcecie, ten konkurs daje mi dużo emocji. Nie będę pisał recenzji z  tegorocznego zdarzenia, bo po co, jak ktoś chciał to widział, jak ktoś nie widział, to znaczy, że nie lubi, albo obejrzy powtórkę. Na ogromny plus otwarcie, prowadzący i możliwość wniesienia flagi tęczowej na widownię (dotychczas tego nie można było zrobić, ponieważ nie jest to flaga istniejącego oficjalnie kraju- a takie były zasady). Wynik końcowy mnie cieszy, Ukraina zasłużyła na zwycięstwo. Boję się tylko, że wydanie płyty artystki Ukraińskiej w Europie nie będzie tak ochoczo odebrane, bo zdaje mi się, że nie zrobi muzyki dla mas. Tak czy inaczej satysfakcjonuje mnie wynik. Brawo dla sąsiadów.

Zanim rozpoczął się konkurs założyliśmy się z naszym kolegą o zdjęcie kutasa. Jeżeli Polska wygra, to my wysyłamy mu zdjęcia swoich siurków, jeżeli przegra - on nam wysyła. Jak sytuacja się kończy, i czy doszło do wysyłania zdjęć w związku z wygraną Nie-Polski, nie powiem . Zdradzę tylko, że położyliśmy się spać po trzeciej i niedziela była bardzo senna i bólogłowowa.

 W czwartek spotkałem się z Młodym. Nie widziałem się z nim odkąd zaproponował  nam trójkąt. Wystroił się, aby zachęcić jeszcze bardziej, jak zwykle uśmiechnięty, zaczepny, komplementował. Ok, rzuciłem mu kilka komplementów, bo bardzo dobrze wyglądał, ale określiłem jasno granice. Nawet sam zacząłem temat seksu, ponieważ chciałem face to face wyjaśnić pewne sprawy. Powiedziałem, że jest atrakcyjny, ale nie ma szans na seks z nami. Tłumaczyłem, że nadal jest pod wpływem jakiegoś impulsu, że wygląd go zauroczył. Gadał coś, że muszę mieć dużego kutasa, bo mi się przygląda na krocze cały czas jak się widujemy, że jest najarany i że będzie na nas czekać. Powiedziałem, że muszę mu znaleźć faceta, bo inaczej nigdy nie odpuści. Zaśmiał się. Wyszliśmy wtedy z kawiarni i poszliśmy na spacer po mieście. Lubię jego zapał do opowiadania o infrastrukturze(studiuje budownictwo), zabiera zawsze mnie w takie miejsca, w których nie byłem nigdy mimo, że miasto znam dobrze. To jest fajne. Ale Młody musi zejść na ziemię. Nie poderwie mnie ani mojego faceta. Seksu nie będzie. Jest pociągający, ale to chyba nie wystarczy.

Przypomniało mi się, że wieki temu spotykałem się z takim chłopakiem, jego imię to K. Mojego wzrostu, chodził na siłownię trzy razy w tygodniu, miał dobrą pracę, jeździł fajnym samochodem (czyli te wszystkie blacharogenne czynniki), nawet fajnie mi się z nim gadało, często się widywaliśmy. Któregoś razu zatrzymaliśmy się w nocy w okolicach jakiegoś parku przy Alei Niepodległości (nie, nie Pola Mokotowskie), siedzimy w samochodzie i zaczynamy się całować; poczułem, że mu stanął, a mój ani drgnął. Wyszliśmy z auta, zaczęliśmy się miziać na zewnątrz, ale ja cały czas miałem problem ze wzwodem. Nie byłem piany, facet zdawać się mogło w moim typie, atmosfera bardzo podniecająca, a mi nie chciał stać. Wtedy zrozumiałem, że druga osoba nie wystarczy aby była seksowna fizycznie, musi być coś więcej.  


Z mim facetem nie miałem problemu z tym aby mój fiut stał. Nasza relacja jest mogłoby się rzecz, niewiarygodna. Poznaliśmy się przez fellow, po dwóch tygodniach się spotkaliśmy i na centralnym całowaliśmy się w obszczanej windzie, po kolejnych dwóch tygodniach już zaczęły się zbereźne rzeczy rączkami, potem po miesiącu znajomości jego wprowadzka do mnie. I tak już prawie siedem lat. Znam go na wylot, znam każdy kawałek jego ciała, wiem czego się boi i co go podnieca. 

To wszystko daje mi poczucie bezpieczeństwa. Mam grunt pod nogami, co by się nie działo wiem, że ktoś mnie wysłucha i mam na kogo liczyć. Mimo, że mnie tak bardzo wielokrotnie irytuje, to chce go i nie oddam go nikomu.

Znajomość z Twittermanem się rozwija, piszemy codziennie. W związku z tym, że pracujemy nie ma okazji na spotkanie. Owszem, mogliśmy się wczoraj spotkać, ale on rozumie mnie i ja jego, że w wolny dzień nasi faceci chcą się z nami polenić w mieszkaniach. Miło, że jest facet, który nie będzie się dąsał za to, że piszę, że wieczór spędzam z moim mężczyzną, bo ma tak samo. 

Zapaliłem sobie świeczki o zapachu lodów waniliowych (tak, wiem, jest jasno!), włączyłem pobudzającą muzykę, wcześniej sobie zwaliłem, moje ciało się raduje, umysł również, mogę resztę dnia spędzić na czytaniu nowej książki Pawlikowskiej. Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze, że idzie do przodu, że planujecie powoli wakacyjne urlopy i że nie opuszcza Was uśmiech. A jeżeli opuszcza, macie gorszy czas, macie wrażenie, że wszystko nie idzie tak jak trzeba, to pomyślcie o tym, jak dużo wiece o życiu i z tą wiedzą możecie wszystko pokonać. Co nas nie zabije to nas wzmocni.



poniedziałek, 9 maja 2016

Twitterman.

Wyszedłem na balkon, z laptopem, aby dotlenić zmeczony umysł a jednoczenie aby się rozbudzić, bo niestety cztery godziny snu zbiły mnie z nóg. I jeszcze wczorajsze obżarstwo i poranny ból brzucha. Słodycze jebane zbubą moją. Zostanę ministrem czegośtam i będę wydawać polecenia zamknięcia tej fabryki, a potem tej, tak aby słodycze przepadły, bo ja je tak kocham a jednoczesnie nienawidzę.

Przyzwyczaiłem się tak do porannych zmian w pracy, że bardzo ciężko jest mi się przestawić na te popołudniowe. Dzisiaj przyjechałem do pracy na szóstą rano. Miałem plan wyjść o czternastej. Wyszedłem o piętnastej. Jutro też nie wyjdę o czasie, bo okazało się, że mam wideokonferencję, muszę sie do niej przygotować. Aby było zabawniej dopiero gdy wróciłem do domu się o tym dowiedziałem, przez telefon, podczas czasu wolnego. Jakby nikt nie mógł mi powiedzieć gdy byłem w pracy. Na całe szczęście siedziałem bez celu tamtej chwili na balkonie, ale gdybym przypadkiem walił konia to nic z tego, bym nie odebrał. Odrobina przyjemności mi się należy.

Spotkanie z kolegą z Twittera bardzo udane. Na poczatku były małe trudności pogodowe, ale mniej lub bardziej susi spotkaliśmy się w kawiarni. On był pierwszy, już czekał z kawą. Podszedłem, przywitałem się. Pierwsze wrażenie: jaki on zadbany, jak ładnie ubrany. Wiadomo, faceta nie szukam, ale pisałem wcześniej na blogu, że lubię otaczać się przystojnymi facetami. I pod tym wzgledem mi podpasowało, bo był całkowicie w moim guście. Ok, wiadomo, że gdyby nie był urodziwy to też bym się z nim spotkał, ale na zdjęciach nie wyglądał tak dobrze jak w realu. Rozmowa szła bardzo płynnie, bez większego problemu, strachu czy stresu. I to mi się w nim spodobało. Po kawie poszliśmy na spacer po nocnej Warszawie pełnej kałuż. Szlismy przed siebie, cały czas rozmawialiśmy, śmialismy się, zdarzyło mi się go klepnąc po plecach. Bardzo mnie przypominał, ale nie w taki irytujący sposób (ja jestem potwornie irytujący). Zrobiliśmy pieszo 10 km, umówiliśmy się na kolejne spotkanie.



Twitterman nie ma znajomych zbyt wielu, bardziej zaabsorbował znajomych swojego faceta, poza tym w Warszawie mieszka niecałe dwa lata. Powiedział mi, że szuka swoich znajomych, z ktorymi będzie mogł się spotkać gdy tylko zechce i nie koniecznie w towarzystwie swojego parntera. Całkowicie go rozumiem, ponieważ mieszkają podbnie jak my w kawalerce i czasami trzeba spędzić troche czasu z kimś innym niż swój facet.

Czasami czuję się jakbym chodził na randki. Rzecz jasna te spotkania mają jedynie charakter kumpelski, ale za każdym razem mam duże oczekiwania. Druga sprawa jest taka, że dopiero po jakimś czasie dopiero poznaje sie kogoś lepiej. Zawsze na poczatku jest fajnie, potem wychodzą te cechy, które nie do końca są porządane. Z poznawaniem nowych ludzi jest tak samo. Dlatego nie napalam sie na długą znajomość z Twittermanem, czas pokaże.  Poki co jest bardzo fajnie, piszemy cały czas, wymieniamy się doświadczeniami, ale czas pokaże, czy jest to ktoś warty przyjaźni. Ja jesterm jak najbardziej na tak. 

Wczorajszy cały dzień spędziłem z moim facetem na oglądaniu Gry o Tron. Dobilismy do aktulanego odcinka, jesteśmy na czysto. Lubię z nim leżeć na łozku, przytulać sie do jego ramion, całować ręce, szyje, uszy, policzki i usta. Czasami bekniemy, czasami nazwiemy siebie suką, czasami głaszczemy po głowie, ale wszystko jest tego warte! Z nim czuję się bezpiecznie!

I dzisiaj w pracy, gdy koleżanka przyniosła bez, aby w biurze ładnie pachniało majem,i gdy zapytałem innych czy w dzieciństwie też szukali kwiatów bzu z trzema płatkami a potem go łykali myśląc życzenie, zrozumiałem pewną rzecz.
-I o czym marzyłeś łykając te kwiatki?
-Niepamietam  - powiedziałem - ale chyba się spełniło bo jestem szczęśliwy.

Koleżanka była przekonana, że mówię o moim życiu zawodowym. A ja poczułem ciepło w sercu. Moje życie osobiste, ważniejsze od bycia kierownikiem i jakiejkolwiek kasy, sprawia, że jestem szczęśliwy.



p.s. Pisząc tego posta co chwilę podnosiłem głowę, ponieważ w bloku obok pan w szarych, obcisłych bokserkach z klatą na wierzchu czyścił bałkon. Męskiego ciała nigdy za wiele. UWIELBIAM BYCIE GEJEM!! MĘSKIE CIAŁO JEST TAKIE ŁADNE!

sobota, 7 maja 2016

Heteroanal.

Osy, bąki, żuczki-sruczki i inne gówienka już w powietrzu. Nie zapominajmy o tym małym puchato-roślino-czymś, które lata i wlepia się we włosy a do tego jest zwiastunem rozbudzenia się tej wielkiej, cywilizacyjnej choroby, alergią zwaną. Teraz każdy jest alergikiem. Jak nie jesteś to jesteś z wiochy (jesteś z wiochy też jak nie masz conversów, nie masz iphona i nie masz wśród znajomych żadnej blogerki modowej). Co za strata... Converse nie produkuje trampków w rozmiarze 48, iphony mi się nie podobają, blogerki żadnej nie znam, nawet gejowskiej. Wiocha jak ta lala! No cóż, tak bywa...




Drugiego maja wyszedłem z pracy o 15, cały dzień dla siebie. Mój bojfriend pracował do 21, biedak, ale zrobiłem na spokojnie zakupy, kupiłem prezent urodzinowy. Po powrocie siedziałem w kuchni i robiłem sernik. Pierwszy raz w życiu robiłem ciasto, które nie było na zimno, a z piekarnika. Wyszło! To najważniejsze! Jestem z siebie dumny!

Urodziny (a raczej ich obchodzenie trzeciego maja) do 12-tej trwały według planu. Było śniadanie, wspólnie robione, w międzyczasie prezent, efekt zaskoczenia, całuski, przytulaski i inne takie. Jako prezent kupiłem płytę Adele 25. Pisałem, nawet cały akapit, o tym, że jej nie lubię, ale mój facet bardzo ja uwielbia, czego się nie robi z miłości. Od dawna mówił, że kupiłby jej płytę, ale szkoda kasy. Mi nie było szkoda. Lubię uszczęśliwiać ludzi. Wolę to wydać na płytę niż słodycze.

Gdy po seksie leżeliśmy i rezerwowaliśmy bilety do kina, napisała nasza przyjaciółka, że zerwał z nią chłopak i czy możemy się zobaczyć, bo potrzebuje pocieszenia. Bez gadania zapadła decyzja, że ma przyjechać. I tu plany się zmieniły, trzeba było wieczór inaczej zaplanować, a raczej nie planować. Siedzieliśmy w trójkę na balkonie, piliśmy drinki i gadaliśmy o facetach i o seksie. Okazało się, ze jej facet (byli rok ze sobą) odszedł do innej, z którą pracuje (wszyscy w trójkę razem pracują). Głupia sytuacja. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że jej były był fanem ("chłopcy, muszę Wam coś zdradzić, wy zrozumiecie, bo jesteście gejami, macie otwarte umysły") analu. Ale nie analu, w którym on jest aktywny. On lubił, jak wkłada mu się wibrator w dupę! 

No to teraz mały rachunek: ja, gej, miałem dwa razy w dupie wibrator; jej były, (podobno) hetero, miał wibro w tyłku z 20 razy. I mam chęć zaśmiać się w twarzy tym wszystkim maczo, którzy chodzą za rękę ze swoimi kobietami. Kto tu większym pedałem jest?!  HAHAHAHA

I aby było jasne, nie mam nic przeciwko temu, że facet hetero (pseudo hetero?) lubi być ruchany wibratorem w dupę. Dlaczego tylko takie zachowania mają być kojarzone tylko ze środowiskami homoseksualnymi, skoro wszyscy tak robią.




Zamieniłem się w pracy tak, aby mieć wolną sobotę 14 maja. Wtedy Eurowizja, nie mogę być w pracy. Powiedziałem nawet wprost, po co potrzebuję zamiany. Koleżanka chyba nie zrozumiała, bo popatrzyła i powiedziała: dobrze, już, dobrze.

Przechodzę ostatnio w pracy taki czas, że potrzebuję izolacji. Bez przerwy jestem bombardowany zadaniami, muszę uśmiechać się do tych, których nie lubię ze względu na ich dwulicowość, do tego muszę tryskać energią i uśmiechem. Moi pracownicy zauważyli to, ponieważ podchodzą i pytają jak mogą mi pomóc. Bardzo mnie cieszy, że mam wsparcie mojego zespołu. Bardzo lubię swoja prace, ludzi, ale ostatnio nie wyrabiam się z obowiązkami. I wiem, że taki jeden ktoś robi to specjalnie, bo mnie nie lubi, i ja go nie lubię, obaj to wiemy, ale obaj udajemy przyjaciół. Błagam, niech ten idiota awansuje i wyjedzie z Warszawy!! Pociesza mnie to, że takie samo zdanie ma wiele ludzi w mojej firmie.

Przedwczoraj w pracy siedziałem na sofie na przerwie i dosiadł się do mnie kolega (ten co odwozi mnie po pracy). Rozmawialiśmy przez jakiś czas o głupotach (i patrzyliśmy sobie na krocza), aż na koniec zaproponowałem mu w moim dziale stanowisko równoległe do mojego. Powinno być dwóch zastępców kierownika, póki co jestem tylko ja. Dzieliłem się swoim zamiarem z moim przełożonym i mam całkowita wolną rękę. Pomyślałem o nim, ponieważ w swoim dziale jest niedoceniany, a ma wielką wiedzę i zapał do pracy. Poza tym dogadałbym się z nim, lubię jego towarzystwo, lubimy siebie na wzajem, więc łatwiej byłoby mi pracować. Powiedział niestety, że nie nadaje się na kierownika. Ja jednak obiecałem, że wrócę do tego tematu.



Dzisiaj, w ramach rozrywki, umówiłem się na spotkanie z kolegą z Twittera (tego, którego ostatnio poznałem). Spotkanie punkt 20:00. Chłopak jest ode mnie starszy o 9 lat, nie wiem jak będzie z zainteresowaniami i czy będzie o czym gadać, ale jak słuchamy podobnej muzyki, to może nie będzie tak źle. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony!

Niedziela, ta jutro, również wolna. Jak będzie słońce to tak samo jak dzisiaj południe spędzę na opalaniu na balkonie. Walka z fast-foodami wygrana, gorzej ze słodyczami. Aby nie podjadać ściągam sobie nowości płytowe i słucham od rana na balkonie, by mieć zajęcie. Polecam z nowej płyty Meghan Trainor piosenkę: Kindly Calm Me Down. Zakochacie się. A jak nie, to stawiam Wam kawę na mieście :P

Na koniec cztery piosenki, na weekend, aby każdy coś znalazł dla siebie, a ja idę wyruchać Internet. Wczoraj mój facet kupił nowy żel nawilżający, kazał mi, wychodząc do pracy, przetestować, czy dobrze się na niego wali. Twoja prośba dla mnie rozkazem!!