sobota, 28 maja 2016

Marmury u geja.

Czasami odnoszę wrażenie, że bycie dorosłym to kara. Gówniaż martwi się tylko tym, że "Pani wstawiła uwagę do dziennika". Srać na uwagę, srać nawet na niedostateczne w zeszycie. Bierzesz kredyt, bierzesz ślub (lub jak to my geje: żyjesz sobie w związku po cichu), rodzisz dzieci lub tylko je wychowujesz, i dopiero wtedy zaczyna się życie. Plusem tego całego życia jest to, że codziennie jest jakaś lekcja, która pomaga przetrwać w tym niekiedy posranym jestestwie codzienności.



Czas od ostatniego wpisu do dzisiaj minął jak jeden dzień. Może praktycznie dlatego, że gdyby nie to, że w maju są dwa dni ustawowo wolne od pracy to bym pracował ciurkiem... Nie wiem jak się nazywam, nie wiem, że dzisiaj jest sobota, a już tym bardziej nie wiem, że jest 28. miesiąca. 

W ubiegłym tygodniu miałem spotkanie kierowników. Zamiast spotykać się w firmie zorganizowano spotkanie w domu jednego z kierowników pod Warszawą. Robiliśmy grilla i dyskutowaliśmy o sprawach naszej firmy. Po pierwsze wyszedłem stamtąd z bolącą głową, po drugie wyszedłem zmieszany, a po trzecie na barki spadła mi kolejna odpowiedzialność. 
Mieszkanie owego kolegi chyba całe z marmurów, pełne masek afrykańskich, jakichś waz glinianych jakby z bajki Herkules i pełne okien od podłogi po sam sufit. Poczułem się biedno. Kolega u którego byliśmy jest gejem. Nie kryje się z tym. Pomyślałem, że ja to w hierarchii gejów świata jestem nisko nisko, bo wynajmuję mieszkanie, mam jedno, ciasne łóżko, kawalerka nasza ma 35 metrów kwadratowych, marmurów brak a zamiast masek z czarnego lądu mam jedynie stertę płyt CD.  Na pocieszenie, już na koniec dowiedziałem się, że kolega jest singlem, że to nie jego dom a jego rodziców i że tak naprawdę to mieszka tutaj dopiero od roku, bo rodzice wyprowadzili się do Krakowa i kazali mu pilnować tego podwórka. Chyba jednak jak na swoje 26 lat nie jestem taki najgorszy w kwestii zdobywania świata i otaczania się luksusami.
Nie lubię tego chłopaka, w pracy rozmawiam z nim tyle ile muszę. Jest przemądrzały, nie jest skromny i do tego nie jest w moim typie. 

Kilka dni temu spotkaliśmy się wspólnie z moim facetem z Młodym. Mieliśmy wieczór wolny, nic nie planowalismy, uznalismy, że co nam szkodzi, jakoś czas zapchamy, tym bardziej, że Młody bardzo chciał się z nami spotkać na żywo (dotychczas widział się tylko ze mną). Poszliśmy na spacer, potem coś zjeść (uwielbiam Warszawę za to, że siedząc w restauracji u Magdy Boskiej Gessler, ona siedziała przy stoliku obok, i na nikim to nie robiło wrażenia) a potem siedzieliśmy nad Wisłą, piliśmy wódkę. Młody cały czas kokietował mojego faceta, a potem gdy rozstaliśmy się na centralnym, pisał do niego, że jest taki "hot" , "męski" i że go "rozpala". Ja wiem, mój facet wie, że ta znajomość idzie ku końcowi. Jakoś nie widzę, abyśmy mogli się kumplować, gdy on tylko o jednym pisze z nami. Na poczatku było może to jeszcze zabawne, ale mnie to już męczy. Najgorsze, że mowienie mu w prost o co chodzi nie działa, nie bierze tego do siebie. No taki dzieciak niewyżyty...



Znajomość z Twittermanem aktywna, widziałem się z nim ostatnio w Arkadii na kawie, poznałem też jego faceta. Mamy zaproszenie do chłopaków na oglądanie Opola w TV, ale okazuje się, że w tych dniach mam wyjazd służbowy a kolejnego dnia pracuję na popołudnie. Tak czy inaczej chcę aby doszło do spotkania naszej czwórki, ponieważ facet Twittermana bardzo przypomina mi mojego i nawet mają takie samo hobby, więc będą mieli o czym rozmawiać. A nie mamy żadnej pary gejowskiej, z którą moglibyśmy się spotykać czy wychodzić na miasto.

A co do czerwca... Na początku miesiąca mam wyjazd służbowy do Trójmiasta. Dwa dni poza Warszawą. Samo spotkanie biznesowe ma trwać 3 godziny, raptem od 11 do 14 pierwszego dnia. A potem firma płaci za żeglowanie, za pójście do klubu i za opalanie się na plaży drugiego dnia. Mam mieszane uczucia. Wiem, że tak wyjazdy służbowe wyglądają, ale jakoś nie jestem do tego przekonany. Z drugiej strony, jak mój facet mówi, mam z tego korzystać w pełni skoro mam za darmochę odpoczynek, za który firma mi płaci i do tego dolicza dietę. Ten świat jest tak dziwnie skonstruowany.

Potem dwa zebrania, być może kolejny wyjazd słuzbowy do Bydgoszczy a pod koniec miesiąca zaczynam urlop, pierwszy raz w życiu trzytygodniowy (kolejny przywilej kierownika w mojej firmie). Pierwszego dnia urlopu jadę do mamy, już nawet potwierdziłem. Muszę kupić kilka prezentów (mojej mamie, bo ma w lipcu urodziny, mojej chrześnicy - bo widuje mnie tylko dwa razy w roku).

Słońce nas roztapia, wczorajsze burze nad Warszawą były cudowne, nad ranem grzmiało tak, jakby w blok uderzyły pioruny. Jestem fanem burz.

I tak na koniec, na moje własne pocieszenie... a może nie, bo wyjdzie, że sie tylko przechwalam, że tylko o to mi chodzi.. Nic już nie piszę. 

p.s. Mówiłem to mojemu facetowi: Ariana Grande przypomina mi jego młodszą siostrę, też jest taka drobna i taka... ładna.
p.s. Przedwczoraj miało premierę moje wyjście na miasto w kitce na głowie. Nie planuje tak chodzić codziennie, ale gdy mam wolny dzień i muszę wyjść do sklepu to czemu nie. Mój facet się jara nowym mną. Broda, kucyk... Brakuje tylko okularów, samochodu i dolarów w portfelu.



2 komentarze:

  1. Też myślę, że powinieneś się cieszyć tym przywilejem wyjazdów i tego, że możesz sobie odpocząć w pracy, to bardzo fajne. Mi tego brakuje np. u siebie, ale szary pracownik nie może liczyć na takie wygody - rzecz jasna chodzi o pieniądze.
    Korzystaj, korzystaj ile wlezie :) A Trójmiasto jest ładne - oczywiście jak każde miasto ma swoje uroki :)

    Życzę powodzenia z tą parą :) Też jestem zdania, że to bardzo fajnie jeśli ma się takich "samych" znajomych - a wspólne pasje łączą :)) Powodzonka :)

    P.S. Jak już zaczynasz to kończ :) Czym to chciałeś nas zaskoczyć? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. hehehe :)
    No to chyba muszę rozważyć podzielenie się tym newsem skoro już zacząłem ....

    :)

    OdpowiedzUsuń