niedziela, 1 listopada 2015

Anonimowy.

Post miał być o czyś tam, jakiś szkic w głowie powstał, ale wybiło mnie z rytmu to co zobaczyłem: komentarz do poprzedniego posta, długi, soczysty! Postanowiłem, że napiszę swoją refleksję na ten temat w oddzielnym poście. (dla zainteresowanych tutaj link do komentarza)

Drogi Anonimowy - cholernie mnie rozbroiłeś! W pozytywny sposób. I w ogóle nie odebrałem negatywnie tego co napisałeś! To było takie jak lubie - szczere! I nie mam zamiaru pisać, że jesteś jakąś szmatą i masz wypieprzać z bloga! Posunę się nawet dalej: chętnie bym Cię poznał! Tak, bo taką estetykę w ludziach lubię.




Teraz aby wyjaśnić Tobie kilka kwestii, które były nurtujące:

mężczyzna, z którym jestem (rocznik 87), jest już tym zaklepanym, jesteśmy długo, więc nie jest chłopakiem (bo takim tytułem mógłbym nazwać kogoś z kim jestem rok, nie dłużej), mężem też nie, ponieważ nie mamy przez państwo uchwalonej żadnej relacji partnerskiej. Jest moim facetem, z którym dużo mnie łączy, który jest mi bliski i zna mnie na wylot (zbliża się nasza rocznica więc jeszcze zanudzę o naszym związku).

Drogi Anonimowy, temat walenia konia się powtarza, bo naprawdę to jest połowa mojego wolnego czasu (druga połowa to muzyka). Chyba muszę poddać się leczeniu. Co do samouwielbienia -  w końcu ktoś to zauważył. Tak, podobam się sam sobie. Trochę mam coś z narcyza. Ale to nie oznacza, że jestem przystojny, ja po prostu mam tą pewność siebie, która daje mi komfort bycia w swojej skórze.

Co do kolegów z pracy i tego, że oni jeszcze nie zorientowali się, że je też jestem gejem.. Myślę, że się zorientowali. Jestem przekonany, że wiedzą, bo ja uważam, że gej geja pozna. Ale nie zaczepiają mnie prywatnie, ponieważ?? Hm.. I tutaj już mam pustkę w głowie. Nie wiem dlaczego. Wstydzą się, boją się. To jest już dla mnie zagadką. Do jednego sam kiedyś zagadałem i się kumplujemy, mimo, że zmienił miejsce pracy. Poza tym nadal mieszkamy w Polsce, a to niesie ze sobą strach przed coming outem, niewielu z nas żyje z tą lekkością w sercu w związku z tym, że każdy o nim wie. My jednak żyjemy w szafach i od czasu do czasu zerkamy przez uchylone drzwi w kierunku innych szaf.

I teraz do monotonii na moim blogu (o której pisał Anonimowy): to rzecz jasna policzek dla każdej osoby piszącej. Ale dobrze, że o tym piszesz, ponieważ ile można czytać o tym samym... Problemem jest jednak to, że prowadzę nudne życie. Bez przerwy praca, w wolnej chwili seks i oglądanie filmów z moim facetem. Nie jesteśmy tym związkiem, co dwa razy do roku jeździ za granicę, co chodzi po modnych klubach i kawiarenkach. Tak czy inaczej, podnoszę się po policzku, poprawiam jak na pedała przystało usta szminką (archetyp, nie reality) i zaczynam się poprawiać tematycznie.


Monotonia jest złem. Monotonia na moim blogu to drugie imię, ale muszę:
Drogi Anonimowy, dziękuję za komentarz. To była naprawdę miła niespodzianka po zalogowaniu się na bloga!!





Ok, a teraz to co było zaplanowane, ale będzie w skrócie, bo długi post jest nudny.

Wczorajszy dzień minął szybko, w pracy byłem od 7mej, robotę rzuciłem o 14, powiedziałem [adje] i wybrałem się na małe zakupy do pobliskiego centrum handlowego. Mój facet kupił sobie buty. Potem poszliśmy szukać dyni (halołin było wczoraj). Dyni nie znaleźliśmy odpowiedniej, wszędzie były długie ogórasy, ani jedna dynia nie przeszła mojej selekcji. Aby nie było mi smutno, po powrocie, mój facet zrobił mi dynię z papieru. Nie powiem, było to urocze.

Wieczorem przewracaliśmy się w łóżku. Skończyło się na kręceniu seks taśmy. No może seks taśma to zbyt dużo. Mój facet kręcił telefonem jak się spuszczam. Wiem, że takie rzeczy są dosyć tandetne, ale mamy kilka takich filmów ukrytych głęboko na dysku zewnętrznym (który swoją drogą jest głęboko "zamurowany w ścianie"). Po wszystkim mój facet powiedział mi do ucha: jak mnie zostawisz to wszyscy to zobaczą. Ja zacząłem się śmiać odpowiadając: powodzenia.
Lubię TAKIE nasze rozmowy. Jasne, że gdyby ktoś to usłyszał z boku to by pomyślał, że jesteśmy pojebani, ile razy sami mówimy, że gdyby sąsiedzi posłuchali naszych dialogów to by nas na stosie spalili, ale to jest szczere i nikogo przed sobą nie udajemy i możemy na takie rozmowy sobie pozwolić. Nie musi się to innym podobać, my jesteśmy w porządku ze sobą, to nam wystarcza.

1 listopada to dobry czas do tego aby rozmawiać o tym, jakby chciało się... być pochowanym. Rozmawialiśmy z moim facetem o tym już wcześniej, dzisiaj po raz kolejny. Obaj przystajemy przy kremacji. Jakieś małe tabliczki w ścianie, obok siebie. Przyjęło się, że nie wypada rozmawiać na takie tematy, wielu ludzi tego unika. Pamiętam jak w moim rodzinnym domu unikało się tego tematu, a każda moja próba była kwitowana "już przestań o tym mówić". Cieszę się, że w moim związku nie boimy się takich tematów. Bądźmy realistami, nie wiemy co będzie jutro albo za miesiąc. Chcę aby mój facet wiedział, co ze mną zrobić jak już będę gdzieś tam wysoko, w piekle lub niebie lub innych wymiarach, jak kto woli. Ciało samo nie zniknie.





2 komentarze:

  1. Hey;-) - to znowu ja...

    Po udzielonej, jakze obszernej odpowiedzi na moj skromny komentarz, jakos nie wypada mi nie podziekowac...

    W sumie, to niespodziewalem sie tak pozytywnej reakcji z Twojej strony (no i kit...nastepnym razem pojde cios za ciosem i posune sie dalej;-))

    Chyba troche (podkreslam troche) zle Cie ocenilem, NARCYZ - nie podlega dyskusji, co do charakteru wyrazisty i twardy jak dab, nie do zgiecia. Z pokrzywy tez cos masz...po zetknieciu, dlugo nie daje po sobie zapomniec...

    Wiecej komplementow Ci nie prawie bo "a" praktycznie Cie nie znam, chociaz wiem wiecej o Tobie niz Ty o mnie (luxus pur!) i "b" na miejscu Twojego partnera bym sobie tego nie zyczyl.

    Twoje/Wasze zycie nie jest nudne...jest realne...i tyle na ten temat. Co do "sportu" jaki uprawiasz;-), kazdy wie sam najlepiej co dla niego najlepsze i w jakiej ilosci...podejrzewam, ze Twoj kolega ponizej pasa to ogier, ja pozostaje przy moim kucyku;-)

    Nie przeczytalbym postow z Twojego bloga i nie udzielil....no powiedzmy lagodnej krytyki pod Twoim adresem, gdybym nie mial tak luznego i pozytywnego podejscia do mniejszosci homoseksualnej. Powiem wiecej, jak kazdy heteroseksualny facet (najpozniej teraz, Twoja druga polowka moze spac spokojnie;-)), mam swoje fantazje i checi eksperymentowania, chociaz jakies 90% z nas unika tego tematu jak ognia..."bo co ludzie powiedza"...

    ...co ja powiem: Zycie jest po to by zniego korzystac. Im wiecej doswiadczenia zyskam, tym spokojniej i latwiej przyjdzie mi kiedys odejsc...bez wielkiego znaku zapytania, a co by bylo gdyby....

    ...w tym kontekscie: Live and let live

    db

    ...juz nie taki anonimowy.......pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i kolejne zaskoczenie: jesteś hetero :D

      Cieszy mnie to, że są na świecie faceci hetero, którzy są open-minded i nie szufladkują. Tym większe słowa podziwu! Chylę czoła.

      W razie nudy wiesz, gdzie mnie szukać.

      Wszystkiego dobrego. Pozdrawiam :))

      Usuń