Wczoraj mój ASUS definitywnie zakończył swój żywot. Jestem skazany na komputer mojego faceta. Skazany, to dobre słowo. Ale nie mam wyjścia. Mój laptop kupiła mi mama w 2008, gdy szedłem na studia. To korzystając z niego przygotowywałem się do zajęć, na nim napisałem prace inżynierską, dzięki niemu wkroczyłem w wirtualny gejowski świat portali randkowych, stron porno z zajskrytszych moich części wyobraźni, to stukając z klawisze mojego komputera poznałem mojego faceta, to korzystając z niego wysłałem w 2012 aplikacje do firmy, w której aktualnie pracuje. A teraz pozostało go zutylizować.
Mój facet dowiedział się o tym, że prowadzę bloga. Oczywiście to nie było tajemnicą, ale nie mówiłem też o tym szczególnie głośno. Ostatnio sam mu o tym powiedziałem. Odparł, że tak przypuszczał, choć brał też pod uwagę, że pisze jakąś książkę. Spytałem czy szukał mojego bloga w sieci. Powiedział, że nie. Wolałbym aby tak zostało, choć nie mam nic do ukrycia. Blog to dla mnie taka mała prywatność, której w wynajmowanej przez nas kawalerce mam mało.
Wczoraj byłem u koleżanki ze studiów w odwiedzinach. Byłem w innymi dwiema koleżankami. Z jedną z nich mam bardzo dobry kontakt (choć nie powiedziałem jej, że jestem gejem, to wie; nawet kiedyś w tramwaju wypaliła "czy kręcą Cie policjanci?"), z drugą mniejszy, ale najmniej lubiana jest ta, którą pojechaliśmy odwiedzić. Pojechaliśmy z okazji narodzin potomka, a przy okazji była szansa aby zobaczyć nowo zakupione mieszkanie. Był lans, ą ę, głucha cisza, którą starałem się nadrabiać swoim głupim gadaniem. Po czterech godzinach się pożegnaliśmy. Pewnie kolejne odwiedziny będą przy okazji narodzin następnego dziecka. Pewnie zapytacie: to po co tam pojechałeś jak tak źle było? Ano tak w życiu jest, że czasami lepiej nie mówić co się myśli i z uśmiechem na ustach zrobić co się miało zrobić bez niepotrzebnego palenia mostów za sobą. Oto moja odpowiedź.
Na 16.20 jestem umówiony z moim mężem na stacji metro świętokrzyska. Ktoś z Was będzie tam o tej porze? To do zobaczenia :) Mam jeszcze chwile, zabieram się za przesłuchanie Delirium (od Ellie Goulding). Wczoraj słuchałem płyty One Direction (płytę przesłuchałem z okazji, że to ich ostatnia płyta, kolejnej zapewne już nie nagrają) - jedna piosenka nie może uciec mi z głowy! Posłuchajcie sobie What A Feeling.
Czy uwierzylibyście gdybym powiedział, że widać mnie przez chwilę w teledysku Ewki?! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz