poniedziałek, 9 listopada 2015

Wydało się.

Wracam do formy. Usiadłem do komputera, odprężony, wyciszony, spokojny. Wcześniej wziąłem kąpiel, gorącą, leżałem dosyć długo, z zamkniętymi oczami, w ciszy, nie myślałem o niczym, skupiłem się na oddechu. Zbieram ponownie siły, tego mi było trzeba.

Wczoraj mój ASUS definitywnie zakończył swój żywot. Jestem skazany na komputer mojego faceta. Skazany, to dobre słowo. Ale nie mam wyjścia. Mój laptop kupiła mi mama w 2008, gdy szedłem na studia. To korzystając z niego przygotowywałem się do zajęć, na nim napisałem prace inżynierską, dzięki niemu wkroczyłem w wirtualny gejowski świat portali randkowych, stron porno z zajskrytszych moich części wyobraźni, to stukając z klawisze mojego komputera poznałem mojego faceta, to korzystając z niego wysłałem w 2012 aplikacje do firmy, w której aktualnie pracuje. A teraz pozostało go zutylizować.

Mój facet dowiedział się o tym, że prowadzę bloga. Oczywiście to nie było tajemnicą, ale nie mówiłem też o tym szczególnie głośno. Ostatnio sam mu o tym powiedziałem. Odparł, że tak przypuszczał, choć brał też pod uwagę, że pisze jakąś książkę. Spytałem czy szukał  mojego bloga w sieci. Powiedział, że nie. Wolałbym aby tak zostało, choć nie mam nic do ukrycia. Blog to dla mnie taka mała prywatność, której w wynajmowanej przez nas kawalerce mam mało.

Wczoraj byłem u koleżanki ze studiów w odwiedzinach. Byłem w innymi dwiema koleżankami. Z jedną z nich mam bardzo dobry kontakt (choć nie powiedziałem jej, że jestem gejem, to wie; nawet kiedyś w tramwaju wypaliła "czy kręcą Cie policjanci?"), z drugą mniejszy, ale najmniej lubiana jest ta, którą pojechaliśmy odwiedzić. Pojechaliśmy z okazji narodzin potomka, a przy okazji była szansa aby zobaczyć nowo zakupione mieszkanie. Był lans, ą ę, głucha cisza, którą starałem się nadrabiać swoim głupim gadaniem. Po czterech godzinach się pożegnaliśmy. Pewnie kolejne odwiedziny będą przy okazji narodzin następnego dziecka. Pewnie zapytacie: to po co tam pojechałeś jak tak źle było? Ano tak w życiu jest, że czasami lepiej nie mówić co się myśli i z uśmiechem na ustach zrobić co się miało zrobić bez niepotrzebnego palenia mostów za sobą. Oto moja odpowiedź.

Na 16.20 jestem umówiony z moim mężem na stacji metro świętokrzyska. Ktoś z Was będzie tam o tej porze? To do zobaczenia :) Mam jeszcze chwile, zabieram się za przesłuchanie Delirium (od Ellie Goulding). Wczoraj słuchałem płyty One Direction (płytę przesłuchałem z okazji, że to ich ostatnia płyta, kolejnej zapewne już nie nagrają) - jedna piosenka nie może uciec mi z głowy! Posłuchajcie sobie What A Feeling.




Czy uwierzylibyście gdybym powiedział, że widać mnie przez chwilę w teledysku Ewki?! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz