piątek, 29 stycznia 2016

I kirem sie obłożę.

Wiosna coraz bliżej. Błagam, nie piszcie, że zima jeszcze wróci, bo nie zniosę tego błota i tej soli na butach. W moich rodzinnych stronach nie była używana sól a jedynie piach. To jedna z tych wkurwiających rzeczy w warszawskiej zimie.

Pod koniec roku nieopodal mojego osiedla był śmiertelny wypadek - zginęła 16 latka, kierowca samochodu uciekł z miejsca wypadku. Nie ważne czyja wina, bo tutaj można podyskutować, ważne jest to, że obok przystanku postawiono znicze i układane są codziennie róże. Dzisiaj, jutro pewnie też będą, i pojutrze... I teraz można wymienić się opiniami, ponieważ ja rozumiem ból rodziców, rozumiem, że to rodzaj żałoby i radzenia sobie ze stratą i bólem, ale uważam, że te znicze nie powinny już być stawiane. Minął miesiąc a przystanek nadal straszy. Straszy, nie boję się tego słowa użyć. Wracam z pracy w okolicach 23 i jak drzwi się otwierają to widzę tylko palące się znicze. 

Rozumiem, że rodzice to miejsce chcą w pewien sposób zachować, ale na miłośc boską, nie zamkną przystanku autobusowego i nie zrobią z tego miejsca modłów. Nie chcę być tym złym, każdy potrzebuje więcej czasu na pogodzenie sobie z takimi rzeczami, ale ja nie mam już ochoty oglądać palących się zniczy. Powiem brutalnie: ciało zabitej jest na cmentarzu, tutaj co prawda zmarła, ale ciało jest w grobie. To tam należy chodzić, tam jest czas na przemyślenia, wspomnienia, płacz. Nie przystanek autobusowy. 


Kilka dni temu zmarł Bogusław Kaczyński. Młodsze pokolenie może go nie kojarzyć aż tak. Mam z nim dwie wspólne rzeczy: miasto urodzenia oraz to, że obaj jesteśmy gejami. No właśnie, jak to z owym Panem było?! Nie powiedział tego wprost, ogólna charakterystyka mogłaby wskazywać, że tak, relacja mocno przyjacielska z Panem Matulką stawiana pod znakiem zapytania. Szczerze, nie interesuje mnie to. Czuję tylko taki ból w sercu, że mógł być gejem, ale nie mógł o tym powiedzieć całemu światu, nie mógł powiedzieć, że kogoś kocha, ponieważ świat, w jakim przyszło mu dorastać, był przeciwko niemu. Boli mnie też serce na myśl, że prawdopodobny jesgo partner, mniej lub bardziej znany publicznie, nie mógł na pogrzebie pokazać prawdziwych emocji. Kolejny razm emocje gej musi tłamsić.

Po przeczytaniu książek z serii NIGDY NIE OCIERAJ ŁEZ BEZ RĘKAWICZEK, razem z moim facetem zdecydowaliśmy się obejrzeć miniserial na ich podstawie. Trzy odcinki, trzy książki. Temat śmierci obecny cały czas. Po wszystkim tak leżeliśmy i rozmawialiśmy o własnych pogrzebach. W moim domu był to od zawsze temat tabu, nie mówiło się o śmierci, bo przecież można było wywołać "wilka z lasu". Nie boje się o tym rozmawiać, chcę znać zdanie osoby, z którą jestem. Mój facet chce aby ktoś zaśpiewał na jego pogrzebie :
-Banks albo niech to będzie Loreen.
-Oszalałeś, nie dość, że umrzesz to chcesz mi jeszcze nadać pracy? Nie ma mowy. Ania Wyszkoni będzie u Ciebie śpiewać (przypominam, że mój facet jej nie znosi, ja ją uwielbiam).
-To wtedy umrę drugi raz.

Wiem jedno, chce być skremowany. Mój facet też. Obaj chcemy mieć skromne miejsce w ścianie, najważniejsze aby obok siebie.

No i wyszedł taki pogrzebowy post. 

Na przełamanie tego wszystkiego powiem, że w środę, gdy mój facet miał wolne, a ja miałem na 14, przebudziliśmy się około 8mej i tak na wpół śpiąc zaczeliśmy sie tulić do siebie, ja zacząłem całować go za uchem, w szyje, zacząłem jeździć ręką po jego ramionach, klacie, brzuchu, udach aż poczułem, ze mu kutas stoi, mój zresztą zaczął jak tylko poczułem ze zwiekszył mu się oddech z podniecenia. Chyba wiecie jak się kończy opisana sytuacja?! Mój facet leżał z zamkniętymi oczami, ja zrobiłem mu loda, połknąłem wszystko, potem zwaliłem sobie na brzuch tuląc się do niego. Wytarłem spermę majtkami, rzuciłem to za łożko i poszliśmy dalej spać.






wtorek, 26 stycznia 2016

:PRZEPRASZAM:

Bycie kierownikiem, jakie to cudowne, siedzi się i nic nie robi, dostaje się wypłatę i od czasu do czasu wskaże palcem co ktoś inny ma zrobić. Nie wiem jak w innych firmach, ale w mojej to nieco inaczej wygląda. Abym się ogarnął z obowiązkami musiałbym pracować półtora miesiąca. A tak, robi się wszystko na wariata, zostając po godzinach. Ok, narzekam, ale mały procent mnie to lubi. Cholera, ciężko za mną nadarzyć. 

W sobotę musiałem przeprowadzić rozmowę korygującą z jednym z pracowników. Była poważna skarga od klienta. Klient nawet zażądał, żeby poinformować o tym co się stało z pracownikiem po jego skardze. Nie wiem co klient sobie myślał, że zwolnię kogoś, że z powodu czyjegoś widzimisię ktoś straci prace. Było nerwowo. Emocje opadły. Wczoraj dzwoniłem do klienta. Ludzie są dziwni. I ta myśl, że pracownik, którego musiałem wziąć na rozmowę, zaczynał prace w tej firmie w tym samym czasie co ja, razem mieliśmy szkolenia, razem dzieliliśmy się planami co do firmy i co będziemy robić tu za rok, za dwa. Ja zostałem jego kierownikiem. Uczę się cały czas pozbycia się pewnych oporów. Owszem, jestem kumplem, ale zarządzam też zespołem i muszę mieć pozycję lidera, którego zdanie jest liczące się i szanowane.



Przedwczoraj miałem z moim facetem sprzeczkę. Kłótnię. Taką, że wyszedłem z domu i kręciłem się po Targówku 50 minut. Ok, przyznaje się, że nawaliłem, bo coś obiecałem, ale byłem tak zaaferowany sytuacją, że nie pomyślałem o konsekwencjach. 

Jestem z tych w naszym związku co chodzą nadąsani, mój facet zawsze wykonuje pierwszy krok. Odpowiada mi ten układ, mojemu lubemu chyba też, ponieważ zawsze ten schemat się powtarza. Mojemu facetowi wystarczy, że powiem PRZEPRASZAM i przytulę. Ja jestem trudniejszy, ponieważ mi PRZEPRASZAM nie wystarcza. Możecie się nie zgadzać ze mną, ale ja jestem na tyle czujny podczas popełniania błędów, bo w mojej ocenie nie powinno się ranić swoich bliskich, przede wszystkim zapobiegać, ponieważ słowem PRZEPRASZAM nie da się naprawić tego co się zrobiło. Dla mnie to zwykły zlepek liter mający jakiś ogólnie przyjęty sens, który dla mnie jest bez sensu. Dla mnie wartością jest umiejętność przewidywania konsekwencji i zapobieganie robienia jakichś rzeczy, które mnie czy mojego faceta zranią. Dla mnie rekompensatą za krzywdę nie jest słowo, a czyn. Zraniłeś mnie, pokaż, że jestem dla Ciebie ważny i zrekompensuj to co zrobiłeś - pole do popisu spore, ponieważ tutaj nie mam wytycznych.

Uważacie, że jestem nadąsanym gejem, który chce aby cały świat płaszczył się mi pod stopami.? A może uważacie, że mam głowę w chmurach i nie myślę trzeźwo i wymagam niemożliwego? Ja nie widzę w tym nic złego, mam prawo do opisywania swoich uczuć i potrzeb. Chyba właśnie o to chodzi, aby być szczerym, szczerym i prawdziwym.



Podczas piania tego posta przesłuchałem nową płytę Sii Furler (This Is Acting). Tak, pobrałem to z nielegalnego źródła. Potrafię się do tego przyznać, ponieważ zawsze ściągam płyty z Internetu aby je przesłuchać.  Jeżeli płyta mi się nie podoba, kasuję ją z dysku. Jeżeli mi się podoba - idę do sklepu i bez problemu wydaję 50 zł.  Co do samej płyty to zakładałem, że nie spodoba mi się, że będą to piosenki mniej komercyjne, bardziej do fanów, którzy lubią jej głos i jej teksty, ale jednak nie, płyta jest bardzo popowa, radio friendly czy jak chcecie ją nazwać. Płytę kupię jak pojawi się w sprzedaży. Daje repeat dla piosenki Move Your Body. 

No i pewnie ciekawi Was o co poszła ta sprzeczka?! A więc: zacząłem nagrywać telefonem jak się jebalismy. Byłem tak podniecony, że zapomniałem, że takich nagrań mam nie robić, że to obiecałem, że mój facet jest przewrażliwiony na punkcie tego, że jakieś zdjęcia czy filmy mogłby znaleźć się przez przypadek w Internecie. Nie jest wyoutowany, boi się, że ktoś mógłby to zobaczyć. Tym bardziej, że w moim telefonie ciągle mam połączenie z netem, cały czas jestem zalogowany na twitterze, na skrzynce mailowej i kto, kurwa, da mi gwarancje, że jak nie zablokuje telefonu nie naklika się "samo z siebie" i nie pójdzie w świat jak ssiemy sobie kutasy.

piątek, 22 stycznia 2016

HIV.

Najnowszy post z serii ODCHAMIANIE poświęcony tematowi AIDS/HIV. Ostatnio jakoś bardziej temu tematowi się pochyliłem, napewno miały na to wpływ czytane ostatnio książki, ale w życiu każdego geja powinna pojawić sie refleksja dotycząca tego jak zabezpieczyć sie przed tą czy inna chorobą.

Wiem, że czasami, gdy jesteśmy wyposzczeni, przestajemy myśleć racjonalnie i mamy wrażenie, że nie ma nic ważniejszego niż w danej chwili kutas partnera. Ja mam to szczęście, że mam od ponad 6 lat stałego partnera, i mogę być w tej kwestii spokojny, o ile nie wpadnie do glowy mu jakiś zjebany pomysł okłamywania mnie i zdrady. Jednak razem mamy takie momenty, że liczy się jebanie, rzucamy się sobie do gardeł, nie są to pieszczoty i delikatne całowanie a walka dwóch mężczyzn, którzy mają chęć osiągnąć orgazm. Czuć wtedy siłę, jest niecierpliwość, podniecenie, kutasy stoją jakby były zrobione z metalu. 

I Panowie, ja wiem, że jeżeli nie jest się w związku, to zdarzy się to, że lądujemy z kimś w łożku (a tak zdarzyć się może, nie udawajmy świętych), i myślimy tylko o tym, żeby poruchać/dać dupy to nie pozwólcie, aby chwila przyjemności zabrała Wam całe życie. Ten ktoś, może być i tak, że nie wiecie czy Piotrek czy Wojtek ma na imie, nie jest warty tego, aby myśleć o nim całe zycie, jako ten, który Was zaraził i odebrał radość i szczęście.



Każdy z nas, któremu zdarzyło się uprawiać seks z kolegą mniej lub bardziej poznanym (wg mnie i tak nikt nie przyzna się otwarcie do swoich sekretów, więc chuj z mianem "kolegi"), bał się kolejnego dnia o swoje zdrowie, nagle czuł się jak opada z sił, nagle zauważał w sobie wszelkie symptomy choroby.

Badajmy się!

Wiem, z ręką na sercu, że wydaje nam się, że ten problem nas nie dotyczy. Wiem, że wydaje nam się i powtarzamy jak mantrę: ten chłopak, on nie może być chory, jest taki zadbany, ma dobrą pracę, napewno dba o to, aby nic nie zlapać, więc mu zaufam. NIKOMU NIE UFAJCIE! Nawet takim elegantom, co ładnie pachną i chodzą w spodniach Armaniego.

Pamiętam jak z moim facetem zdecydowaliśmy się na badanie krwi. Dzień wcześniej myślałem, że zejdę z ziemi. Zawsze uważałem jeżeli do czegoś z kimś dochodziło, zawsze miałem prezerwatywy przy sobie, nigdy nie było seksu analnego bez zabezpieczeń, ale... nikt nie zagwarantuje mi tego, że podczas seksu oralnego nie zaraziłem się. No i powiedzcie, kto robi loda przez gumę?! A jednak oral bez zabezpieczeń też jest seksem ryzykownym. Z innej beczki: do dzisiaj pamiętam jak w klubie gejowskim razem z moim ówczesnym facetem (sam nie wiem jak go nazwać, na miano faceta nie zasługuje) całowaliśmy się w trójkę z pewną dziewczyną, którą znaliśmy przez 10 minut, w ciągu których opowiedziała, że jest fotografem, pracuje w Paryżu i przyjechała do rodziców w odwiedziny. Nic więcej o niej nie wiedzieliśmy. Mogła kit wcisnąć, mogła być zwykłą dziwką, która dawała dupy bez gumy, a ja, niby taki mądry, zachowałem się jak gówniarz. 

Jestem zdrowy. Ty też. Uprawiaj bezpieczny seks!

A jak już życie potoczyło się tak jak się potoczyło, i ty, czytający, jesteś pozytywny, to nie skreślaj swojego życia, nie obwiniaj się, nie karć, bo to nic nie da. Musisz pogodzić się z tym i żyć dalej. Wiem, że świadomość Polaków na temat osób seropozytywnych jest niska, nadal istnieje obawa zarażenia przez dotyk czy, o zgrozo, przez powietrze. Mnie tolerancji nauczyło życie w Warszawie. Tutaj, gdzie się mija codziennie setki ludzi, każdego dnia ma się nieświadomą styczność z chorymi na HIV. 

Bądźmy open-minded, troszczmy się o swoje zdrowie, jak trzeba to bądźmy egoistami! Zdrowia nikt nam nie zwróci.


Odchamianie part 6.










Część zdjęć zaczerpnięta ze strony autora: Vincent Cianni .

czwartek, 21 stycznia 2016

Imieniny.

Aktualny tydzień pracy mija dosyć spokojnie. Głownie dlatego, że mam szkolenia i zebrania, w ogóle nie muszę zajmować się sprawami bieżącymi. Dla przykładu: we wtorek na szkoleniu leżeliśmy na sofach i fotelach i oglądaliśmy szwedzki film z angielskimi napisami. Jutro mam zebranie kierowników do 15, więc wieczór na spokojnie już w domu z moim facetem. Pogoda mi odpowiada, opady śniegu wprowadzają mnie w nastrój przemyśleń. Czytam codziennie jakieś książki; przykrywam się kołdrą i odpływam do tego innego świata. Aktualnie naszło mnie na czytanie literatury gejowskiej. Mój facet zaczyna tyle książek, ale nie kończy.. Ja się denerwuje jak nie dokończę. Jedna książka nadal nie daje mi spokoju, a zacząłem ją czytać w 2013 (muszę, muszę ją dokończyć, ponieważ za każdym razem gdy kupują inną książkę to mam przed oczami tamtą niedokończoną).



Studenci powoli zbliżają się do sesji. Kwestię studiowania mam już za sobą od ponad trzech lat, ale w tym roku przezywam to razem z moim gejowskim przyjacielem. Dzisiaj na myśl przyszedł mi egzamin z matematyki, ustny, miałem go z prof. Kazimierzem Rzążewskim. Wszyscy się bali, ludzie brali leki na uspokojenie. Na 90 osób na roku zdało raptem sześć. Ja zdałem. Nie wiem jakim cudem. Pamiętam, że miałem obronić jakąś prawdziwości tezy związanej z całkami. Pamiętam jak ręce mi się trzęsły gdy pisałem na wielkiej tablicy równania. Wyszedłem z tróją, o innej ocenie nie można było liczyć. To była trója tysiąc razy cenniejsza niż jakakolwiek ocena bardzo dobra. Jak jesteśmy przy studiach to nieco się pożalę, na
prof. Łukasza Turskiego. Wyzywał nas od idiotów, kazał nam wypieprzać z zajęć... Nadal mnie to boli, tym bardziej, że ów profesor udziela często wywiadów w telewizji.

Dobrze się złożyło, że mam dzisiaj wolne, mogłem przygotować na spokojnie kolację imieninową mojemu facetowi. Imieniny obchodzi w styczniu i dzisiaj jest najlepszy czas na miły wieczór. Prezent kupiony, wino kupione, świece są, kolacja będzie zaraz przygotowywana.

Zabawne jest to, że mój kolega mieszkający na Śląsku nie obchodzi imienin. Polska, niby nie jest taka duża, ale różnorodności pełno. Czytając aktualnie trylogię Jonasa Gardella lepiej poznaję światków Jehowych. Tak pomyślałem o nich w tym momencie, ponieważ oni nie obchodzą ani imienin ani urodzin... Świat jest taki ciekawy :)



*piosenka wyciągnięta z moich głęboko już schowanych w głowie studenckich wspomnień.

niedziela, 17 stycznia 2016

Poznań przyjechał.

No i wizyta Poznania odbyta.

Okazało się, że kolega przyjechał bez chłopaka, ale z kolegami, też gejami, którzy są parą. 

Sobotę poświęcono mi czas, a może patrząc na to z innej strony, ja poświęciłem im sobotę, na pokazanie Warszawy. Założenie było takie, że odbieram ich w po południu spod Centrum Nauki Kopernik (miałem początkowo się z nimi tam wybrać, ale biorąc pod uwagę, że byłem już tam z moim facetem, a nie przewidywałem, że przez pół roku coś ciekawego dodano, zrezygnowałem), a potem idziemy na miasto. Tak też się stało. Czekając pod "Kopernikiem" nieco zacząłem się denerwować, w końcu dwóch nowych gejów miałem za moment poznać. Kolega, który mnie odwiedził, a z którym ostatnio widziałem się w 2012, zmienił się, zmężniał, zmieniło mu się też podejście do wszystkiego. Super! Poznałem go jak miał 18 lat, był jeszcze w liceum. Pamiętam jak pisał maturę. Wówczas był w związku, ale okazało się, że facet go zdradza, po trzech miesiącach się rozpadło wszystko. Od dwóch latach ma swojego mężczyznę.

Nowi koledzy na początku byli nieco zestresowani, unikali patrzenia mi w oczy. Na całe szczęście po wymianie kilku zdań to im minęło. Potem nawet było klepanie po plecach i ramieniu. Ja w pracy nauczyłem się patrzeć ludziom w oczy, bez zdenerwowania, jako akt szczerości i sygnalizowania, że nie mam nic do ukrycia. Poza tym dobrze się czuję, jak patrzę na kogoś w ten sposób. Jestem pewny siebie, tego za wadę nie mogę uznać.

Pomogłem im się dostać do hostelu, zakwaterowali się, poszliśmy zanieść torby do pokoju. Dosyć długo zeszło im w tym "Koperniku", uznałem, że nie będę ciągnął ich do naszego mieszkania na koniec Warszawy, że zjemy coś na mieście a potem się pokręcimy. Poza tym to oni sami chcieli chodzić. Dla mnie było to na rękę. Lubię chodzić godzinami po Warszawie.


Było dosyć zabawnie, dużo śmiechu. Lubie towarzystwo gejów, ponieważ mogę pozwolić sobie na pewne żarty, a które będą dobrze odebrane, a nie zniesmaczą towarzystwo. Tutaj ogromnym plusem było to, że spotkało się czterech facetów, którzy są zajęci, żyją sobie w związkach, maja wspólne tematy, podobne historie i rozumieją pozostałych. Przykre było to, że mój facet musiał być w pracy (temat jego pracy to temat rzeka i gotuje się we mnie jak o niej myślę), przykre, że facet mojego kolegi nie mógł przyjechać.

Chodziliśmy po mieście, rzucaliśmy do siebie zboczone teksty, nikt się nie obrażał, nikt tego źle nie odbierał. Nawet poszliśmy na poszukiwania klubu GLAM (nie mieliśmy zamiaru tam wchodzić, był plan, że po prostu go znajdziemy- ot tak). Najwyraźniej klub jest schowany w podwórku, ponieważ Żurawia 22 nie istniała. A może funkcjonowała na podobnej zasadzie jak Dziurawy Kocioł w Londynie :)  Przed 21 odprowadziłem chłopaków do hostelu, wróciłem do domu.

Dzisiejszy dzień spędzają sami. Poza tym pociąg maja jakoś właśnie w tej chwili. Teraz czas aby Warszawa zawitała do Poznania.

Szczerze - chodząc z nimi straciłem poczucie czasu. Od dłuższego czasu mam chęć na wychodzenie z domu, przebywanie z ludźmi. Mój facet jest na etapie siedzenia w domu. Nawet sam go namawiam, aby napisał do znajomych i wyszedł na miasto. On przystaje, że woli posiedzieć w domu. Zmusić go nie mogę.

Wczoraj położyliśmy się do łóżka i zaczęliśmy się jebać. Było łapanie za włosy, duszenie kutasem i inne szmery bajery, które lubimy. Spuściliśmy się sobie nawzajem leżąc w pozycji sześćdziesiąt dziewięć. Może część uzna to za dziwne, ale lubię słodki smak spermy mojego faceta (nie wiem jak on to robi ale za każdym jednym razem sperma ma słodki smak), bawiłem się nią w ustach zanim połknąłem. 

Umyliśmy się i przytuliliśmy się w łóżku. Wtedy mój facet powiedział: Zróbmy jutro coś szalonego, głupiego, nie wiem sam co. 

No i zrobiliśmy. Wstaliśmy dzisiaj o 8mej, poszliśmy do McDonalda, zamówiliśmy wszystkie możliwe kanapki z oferty śniadaniowej, usiedliśmy i ledwo dając radę jedliśmy to świństwo. Kobieta na kasie, z resztą bardzo miła, patrzyła tak z podniesionym ku górze kącikiem ust. "Kolega pierwszy raz będzie jadł śniadanie u Państwa i jest bardzo zachłanny" powiedział mój facet. Zaczęliśmy się wszyscy w trójkę śmiać. Popiliśmy wszystko gorąca herbata i wyszliśmy na mróz szturchając się co chwile na lodzie mówiąc KOCHAM CIĘ.

Brzmi niewiarygodnie?! Pedały też robią romantyczne rzeczy, nie tylko się ruchają. Naprawdę.



piątek, 15 stycznia 2016

Tajemniczy.

Pamiętacie pierwszy cielesny kontakt z drugą osoba?
Zapach tej drugiej osoby?

Ja pamiętam do dzisiaj zapach ciała chłopaka z sąsiedztwa, z którym coś majstrowałem w stodole.
Co zabawne, gdy uprawiałem seks z koleżanka to nie czułem nic. Nie pamiętam jej zapachu, nie czułem przyjemności, pamiętam tylko delikatną skórę na jej piersiach.
Zapach kolegi jest nie do opisania. Taki słodki, słony, pomieszany z zapachem ciepła i niewinności. Nie umiem powiedzieć jak pachnie niewinność. Wiem, że nadal czuję ten zapach.

We wczorajszej książce (na jej samym początku, więc to nie jest spojler) padło porównanie, które uderzyło mnie swoją doskonałością. Opisany jest mężczyzna chory na HIV, osoba, która przy nim siedzi i czyta mu wiersze, zauważą, że klatka piersiowa się nie podnosi, natychmiast woła pielęgniarkę. Wówczas akcja cofa się w czasie, pokazany jest siedmioletni chłopiec, który wygląda przez okno i zauważa, że jak zacznie dmuchać na szybę to ona paruje i może na niej napisać swoje imię. Wtedy akcja wraca do szpitala, pielęgniarka przystawia do ust chorego lusterko i mówi do jego towarzysza: ŻYJE, pokazując parę wodną do lusterku. Życie i Śmierć. Trafne porównanie. Zapada w pamięć.

Dzisiaj byłem tajemniczym klientem. Koleżanka dała mi 300zł na zakupy. Sprawdzałem zachowanie personelu, to o czym rozmawia gdy nie stoi przy kliencie, czy interesują się klientami, czy są w stanie pomóc klientowi. Takie szmery bajery.  Dziewczyny, które były na zmianie, nie popisały się. Jednak to na czym myśleliśmy, że się wyłożą, zdały. Bardzo ciekawe doświadczenie. Oczywiście nie chciałem jakichś pieniędzy za to, podpisywania jakichś umów na głupie bycie tajemniczym. Powiedziałem, że idziemy jeść i koleżanka płaci za obiad. Dzień bardzo fajny, ale tak się obżarliśmy, że przytyłem minimum 10 kg.

Po powrocie zwaliłem sobie konia. Wszystko z powodu pewnych sytuacji, które bardzo mnie podkręciły. Nie powiem, bardzo mi się to podobało. Poproszę więcej!




Idę czytać książkę. W oczekiwaniu na przesyłkę z EMPIKU po raz drugi czytam SPÓŹNIONE WYZNANIA Johna Boynea. Polecam! Jak drugi raz czytam coś to musi być dobre :)

Wiara - kilka słów do wyjaśnienia.

No tak, wiedziałem, że poruszenie tematu wiary może przysporzyć mi hejterów. Na początek chcę wyjaśnić jedną rzecz:
Szanuję Boga, szanuję Jezusa, szanuje ludzi i ich poglądy, szanuje każdą religię. Nie wyobrażam sobie braku szacunku do rzeczy świętych, do wypominania komuś poglądów związanych z wiarą. Są ludzie, którzy mają dzięki wierze siłę, pokonują lęki, strach, pokonują grzech. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ taka jest rola wiary, nie zabijanie w imię Boga. Bycie szczerym wobec siebie i swojego sumienia.

Przepraszam, jeżeli kogoś uraziłem tym co napisałem w poprzednim poście. Proszę pamiętać, że moje stanowisko nie może być odbieranie jako stanowisko wszystkich osób LGBT, nie reprezentuje grupy, a swoją osobę.

Nie twierdze, że jestem agnostykiem, że muszę się wypisać z kościoła. Nie chcę wypisywać się z KK. Jednak, jak mniemam, dla pewnej grupy czytelników jestem spalony, popełniłem grzech śmiertelny i jedynie Niedziela Miłosierdzia Bożego, szczera spowiedź i żal za grzechy tego dnia może mnie uratować. To co napisałem to moje przemyślenia, moje myśli jakie głębią się w moim umyślę. Blog traktuje jako miejsce, gdzie mogę odłożyć swoje spojrzenie na świat w pewnych sprawach.

Pierwszy zawód związany z KK miałem w wieku 8 lat, gdy dowiedziałem się, że ksiądz z parafii obok ma dziecko. Dla mnie to nie miało większego znaczenia, ma to ma, ale reakcja dorosłych utworzyła we mnie odpowiedz na tezę: ksiądz ma dziecko. "To hańba, to zło, jak tak można, niby taki święty a do łóżka poszedł". Temat mimo wszystko puściłem mimo uszu.

Drugi zawód: mam lat 12, w mojej parafii ksiądz sprowadzał na plebanię pewną kobietę. Może wieczorami nic nie robili, ale jednak świadomość tego, że zasłony były zasłaniane i owa pani odwiedzała wikarego, była pretekstem do rozmów. My, jako dzieciaki, traktowaliśmy to jako żarty i nie interesowało nas czy ksiądz coś robi z ta panią. Ludzie postawili sąd: uprawiają seks.

Do kwestii religii zawsze podchodziłem na poważnie. Obchodziłem święta, uwielbiałem jeździć na majówki, na październikowy różaniec, drogę krzyżową. Do bierzmowania przygotowałem się jak mało kto i w 5 minut zdałem egzamin. Wiara była mi bliska, jednak nie na tyle aby zgodzić się na bycie ministrantem. Odmówiłem. Uważałem, że tego nie potrzebuję.

Potem przyszedł czas liceum. Ksiądz na religii rozmawiał z nami o całowaniu z języczkiem, nawet seks analny był poruszany. Stalo się tak, że znałem kilku księży prywatnie bo mieliśmy wspólnych znajomych i razem spędzaliśmy sylwestra czy urodziny - i to jest fajne!

A potem Warszawa. Gdy mieszkałem w stolicy obok kościoła to od czasu do czasu chodziłem na msze. Jak pisałem kościół mnie wycisza, lubię siedzieć tam w samotności i odmawiać różaniec. I nie jest powodem tego, że odpuściłem sobie ta całą wiarę to, że jestem gejem i moja wiara tego całego "homo" zakazuje. W dupie mam co inny człowiek lat 100-200 temu uznał za stosowne a co nie. Według mnie w 2016 roku powinien zostać zwołany kolejny Sobór Watykański i powinna być zastosowana aktualizacja do wszystkiego co teraz mamy. Jakoś Papież Franciszek jest w stanie kochać wszystkich a nie ganić, że ktoś jest gejem a ktoś nie?



I nie chcę słuchać, że pisze herezje, że to obraza Boga. Nie możemy być ortodoksyjni. I dlatego brawa dla Anonimowego. Mimo, że jest wierzący nie spalił mnie od razu na stosie. Takich katolików potrzebujemy. I nie potrzebuję słuchać, że poza cielesnym życiem jest duchowe, ponieważ ja o tym wiem. Co więcej: umiejętność rozwoju duchowego jest bardzo trudna, ale daje milion razy więcej satysfakcji niż jakiś awans w pracy. Jestem tego świadomy. Cieszę się, że są wśród nas tacy, którym udaje się być dobrymi katolikami, nie będąc przy tym ortodoksyjnymi fanatykami. Bądźmy szczęśliwi, podpowiadajmy innym jak szczęście znaleźć, ale nie zmuszajmy i nie krytykujmy za czyjeś własne wybory.

Nie chcę, aby dochodziło do przepychanek na tym blogu dotyczących tego co jest prawidłowe, co trzeba zmienić. Będę powtarzał to w kółko, a co moja mama za każdym razem mi mówi: kierujmy się szczęściem. Jeżeli Jezus daje Ci szczęście, podążaj za nim, jeżeli Budda pozwala Ci się oczyścić i napełnia szczęściem, módl się do niego, jeżeli potrzebujesz spełniać swoje marzenia wychodząc poza szablon jakiejkolwiek religii - rób to.

Na koniec chcę jeszcze jedną rzecz napisać: Dwa lata temu, podczas kolędy, ksiądz wikary pyta mojej mamy, jedynej osoby jaka była w domu, jak się czuje, jak syn w Warszawie. Moja mama mówi: może ksiądz źle to odbierze i zmieni zdanie o mojej rodzinie, ale mój syn jest gejem, od kilku lat żyje sobie z chłopakiem, jest bardzo szczęśliwy. I co ksiądz odpowiedział?!  "Cieszę się, że jest szczęśliwy w tym wszystkm, niech nie zapomina jednak w zyciu codziennym o Bogu". Można? Można być księdzem i mieć takie stanowisko? Można! I po pół roku, gdy przyjechałem na wakacje i byłem na spacerze z mamą spotkaliśmy wikarego i sam zaczął rozmowe, zaczął klepać mnie po ramieniu i życzyć mi wszystkiego dobrego.

Nie jestem nastawiony na NIE na KK. Po prostu na chwile obecną nie czuje potrzeby pogłebiania swojej wiary, chcę na chwilę odpuścić.

I dwa słowa do kolegi "panteraz": z tego co mnie nauczono przy bierzmowaniu szatan za dobry cel obiera fanatyków religijnych oraz osoby interesujące się okultyzmen. Ani jednio, ani drugie nie dotyczy mnie. Zatem szybciej szatan Ciebie opeta niz mnie, zwykłego geja, który nie ma czasu za robotą po dupie się podrapać.

czwartek, 14 stycznia 2016

Wspomnienia z dzieciństwa i wiara.

Nie żyje Alan Rickman. Bardzo mnie to przybiło. Czuję się jakby zmarł wujek, który był mi bliski. Śmierć Davida Bowiego nie wywarła na mnie takiego wrażenia, może dlatego, że nigdy nie interesowałem się tym co tworzy, nie jest to mój gatunek, poza tym ja bardzo niechętnie słucham męskich wykonań, jednak w 85% moje serce jest po stronie śpiewających kobiet. Tak czy inaczej, świat stracił w tym tygodniu dwie ważne osoby. Historia się tworzy na naszych oczach. Mamy to szczęście, że mieliśmy szanse żyć w tym samym czasie co Ci wielcy ludzie.

Historia, wspomnienia.. My geje mamy pełno złych wspomnień, o których chcielibyśmy zapomnieć. Jak pisałem, zamówiłem sobie książkę. Dzisiaj ją skończyłem czytać. Tytuł, może już przez Was czytany, to: Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek (część 1) . Ta książka rozbudziła we mnie właśnie te smutne, skrywane wspomnienia.


Na początek chcę powiedzieć, że broniłem się przez tą książką, ponieważ, co bardzo głupie, odstraszał mnie tytuł. Sens tytułu wyjaśnia się na pierwszych kilku stronach. I od tego momentu zmieniłem diametralnie nastawienie do tej książki. W skrócie: to opowieść o Szwecji lat 70-80 XX wieku, gdy zaczyna się epidemia HIV, przeplatana historią gejów. Powstały jeszcze dwie książki z tej serii, zamówiłem już obie, ciekawy jestem końca. Jednak jak wspomniałem, po przeczytaniu tych 280stron obudziły się we mnie wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam jak byłem wyzywany od pedałów, jak bałem się wracać zimą ze szkoły przed obawą o obrzucenie śnieżkami przez debili z mojej wsi. Pamiętam jak w szkolnej szatni wyzywano mnie od ciot, jak bałem się ćwiczyć na w-fie, jak bałem się wchodzić do męskiej szatni bo wiedziałem, że mogą być jakieś uszczypliwe komentarze, pamiętam jak na zeszycie do języka polskiego w gimnazjum narysowano mi kutasa i napisano pedał. To wszystko powodowało, że byłem zamknięty w sobie, że skupiałem się na nauce, nie miałem znajomych. Ilu z Was ma podobne doświadczenia?!
Ale pamiętam też jeden moment, taki pierwszy, który napełnił mnie pewnością siebie, mimo, że zewsząd mi dogryzano. Lekcja polskiego, każdy miał opowiedzieć o swojej ulubionej książce. Książką, o której opowiadałem był Harry Potter i Więzień Azkabanu. Wiedziałem, że jak wyjdę i zacznę o tej książce opowiadać to wszyscy będą się ze mnie śmiać. Zrobiłem to wbrew wszystkim, a zgodnie ze sobą. Byłem z siebie dumny, mimo, że potem zdarzały się szarpania i obrażanie. To było moje małe zwycięstwo.

I potem kolejne zwycięstwo. Wygrałem ogólnopolski konkurs, powstał o mnie film, byłem zapraszany do telewizji, udzielałem wywiadów. Byłem na językach wszystkich w okolicy. I nie dla tego, że gadali o mnie pedał, a dlatego, że stałem się lokalną gwiazdą. I to był moment, w którym nabrałem pewności siebie, nie bałem się wygłaszać opinii.

I wiem, że gdyby nie te zdarzenia, to nie byłbym tym kim jestem. Moje życie mogłoby potoczyć się inaczej, mógłbym nie mieszkać w Warszawie, mógłbym tamtego dnia nie spotkać się na stacji metra Ratusz Arsenał z moim obecnym facetem, mógłbym tamtego dnia nie całować się z nim w windzie, mógłbym żyć sam, skrywając to, że jestem gejem, tak jakby to było jakieś przekleństwo, rzucony zły czar, który trzeba ukrywać, bo nie przystoi, bo to zło, które nie może ujrzeć światła dziennego. Jestem dumny z tego kim jestem, nie czuję wstydu. Chciałbym, aby wszyscy geje, którzy teraz są nękani przez rówieśników na wsiach i małych miasteczkach, doczekali tak niezwykłej chwili bycia wolnym i szczęśliwym, bez strachu o to co inni powiedzą, bez strachu, że jestem źle ubrany, że źle układam ręce czy mowie w taki a nie inny sposób. Nie godzę się na jakąkolwiek przemoc związaną z dyskryminacją ze względu na orientację seksualna, ale również religię czy pochodzenie!


No właśnie, ta religia... Przeżyłem pewną zmianę w kwestii duchowej. Ja z roku 2007, gdzie mieszkałem w domu rodzinnym, a ja w 2016 roku - to zupełnie dwie osoby.

W moim domu od zawsze nie było nigdy dyscypliny związanej z chodzeniem do kościoła. Moja mama od zawsze miała zdrowy rozsądek do tego. Jednak byłem wychowywany w wierze katolickiej. Kiedyś nie było do pomyślenia abym w święta nie poszedł do spowiedzi. Teraz po prostu nie spowiadam się. Pamiętam jak dzisiaj rozmowę z pewnym gejem, z którym spotykałem się w 2009 roku. Chodziliśmy po Polach Mokotowskich i opowiadał mi jak to był ojcem chrzestnym i nie poszedł do spowiedzi, ale do komunii tak, ponieważ wymusiła to na nim rodzina. Wówczas pomyślałem: jak tak można. Po 6 latach, ja, ten, który oburzył się tą opowiadaną sytuacją, sam na chrzcinach nie poszedłem do spowiedzi, a do komunii tak. Stałem się takim samym człowiekiem. I teraz pytanie? Co wpłynęło na moją zmianę? Mój facet, który jest agnostykiem? Ogólnie przyjęta norma, że gej nie należy do kościoła? To, że moim znajomi geje też nie wierzą?

Pamiętam ile razy kłóciłem się z moim facetem na temat religii, ile razy przekonywałem go do tego co "prawdziwe".

Teraz jest tak, że jak widzę księdza to myślę nie o Bogu a o tym jakiego ma kutasa. Ba, nawet księża mnie podniecają (pamiętam te wyrzuty sumienia gdy pierwszy raz zwaliłem sobie do pornosa w którym grał "ksiądz"). 

Sam się dziwię, że poruszam taki temat, ale biorąc pod uwagę przeczytaną książkę (gdzie bohater akurat jest świadkiem Jehowy i przeżywa wewnętrzny dramat) moje myśli zaczęły kręcić się przy tym temacie. To czego jestem pewny i co czuję głęboko w sercu jest to, że wraz ze wzrostem akceptacji mojej gejowskiej natury i chęcią życia w ten, uszczęśliwiający mnie, sposób, spada proporcjonalnie moje zaangażowanie w kościół katolicki, w wiarę i chęć uczestniczenia w katolickim świecie. Mi szczęście sprawa to, że akceptuję siebie, mam faceta, mam wsparcie od mojej mamy. Kościół do którego należałem nie przewidział miejsca dla ludzi takich jak ja. Dobrze, że aktualny papież ma szersze spektrum na cała sprawę i młodzi geje, którzy dopiero siebie odkrywają, będą mieli szansę na pogodzenie tych dwóch rzeczy. Bo nie powiem, wielokrotnie modlitwa dawała mi wewnętrzny spokój i niewytłumaczalne ciepło. 

Cały dzień trzyma mnie na słuchaniu Dido, jej ostatnia płyta już leci trzecią godzinę...




środa, 13 stycznia 2016

Ene due rike fake torba borba ósme smake.

Zaczynama tego posta pisać o godzinie 21 dnia trzynastego stycznia, ciekawe ile zajmie mi napisanie, zredagowanie i opublikowanie, no oczywiście dobranie jeszcze jakiejś grafiki plus piosenka dnia z mojej dziennej playlisty.

Połowa dnia w rozjazdach, byłem jedną nogą w pracy, potem zakupy, odebrałem przesyłkę z EMPIKu, potem ogarniałem mieszkanie, wymieniłem wieszaki w garderobie na drewniane (dawno już powinno być to zrobione, ponieważ plastiki się wyginają), zjadłem śniadanio-obiad i rzuciłem się na łożko. Zaczałem czytać książkę (tą odebraną z empiku) i zasnąłem. Spałem trzy godziny, obudził mnie telefon z pracy.


Dzisiaj podczas rozmowy z jednym z kolegów (a właściwie przyjacielem) wyznałem, że jest idealną osobą to tworzenia razem z moim facetem związku w trójkę. Doszliśmy do tego razem z moim lubym już dawno, ale jakoś nigdy nie miałem odwagi aby owemu koledze tego powiedzieć. Nie oczekiwałem żadnej reakcji, nawet nie chciałem. Wiem jak taka rozmowa miała się potoczyć, bo wiedziałem, że cos takiego nie wchodzi w grę, poza tym nie mógłbym pozwolić na coś takiego (jest młody, ma życie przed sobą, więc nie mógłbym go usidlić z 28 latkami) , więc dałem jasny sygnał, ze nic nie musi odpowiadać na moje wyznanie. Ów kolega to fajny facet, przystojny, ambitny, ma zdanie na wiele tematów, ma poczucie humoru. Musi w tym roku znaleźć faceta!! :)

A zarówno ja jak mój facet musimy zejść na ziemię.

Książka, którą czytam, natchnęła mnie opisami do powrotu do dzieciństwa. Zacząłem się zastanawiać co kojarzy mi się z moim dzieciństwem, a czego już nie ma.. I nawet stworzyłem taką liste tutaj, ale uzywając Ctrl+A a potem DELETE skasowałem wszystko. Zatem post stracił na objętości, ale chyba nie o to chodzi.

Jutro napisze coś bardziej wnoszącego.





P.S. Kolega z Poznania przyjeżdża! Niestety sam! Sobota, punkt godzina 8.00 odbieram go z Dworca Centralnego:)


poniedziałek, 11 stycznia 2016

Ściskanie w sercu.

Żałuję, nie moja praca zajmuje mi wiele czasu, że nie mam na tyle wolnych chwil, aby pisać częściej na blogu. Nawet dzisiaj rano, leżę w łóżku z moim facetem (też miał day off) i dzwoni telefon, z pracy. Potem za godzinę kolejny, trzeci był po 12. Uspokajam mojego faceta, ponieważ źle znosi to, że w wolny dzień muszę pracą się zajmować. Jednak ja mam czyste sumienie, jak dostałem awans to była jedna z pierwszych rzeczy o których uprzedziłem mojego lubego: telefony z pracy w każdej chwili. No może poza urlopem, wtedy jest się chronionym niewidzialną woalką, ale cały rok jest do dyspozycji firmy. Nie przeszkadza mi to, ponieważ czuję się mam kontrolę nad tym co się dzieje w firmie, a ja tak lubię. Oczywiście w związku jest to wadą, ale ja nauczyłem się iść na kompromis, a mój facet nauczył się przymykać oko w pewnych sytuacjach. I wiecie co jeszcze.. Jak spędzam ze swoim facetem za dużo czasu to często się sprzeczamy, ale jak tylko zostaje sam w domu to zaczynam tęsknić za nim. Tak samo gdy jestem w pracy, siedzę przed komputerem i myślę o nim. To chyba dobrze świadczy. Nadal go kocham, nadal chcę z nim być i nie chcę tego zmieniać w swoim życiu. Ale temat "trzeciej małpki do kochania" się powtarza. Czasami nie wiem czy robimy to dla żartu, czy aby wyrzucić z siebie emocje, ale rozmawiamy na ten temat. No i jasne, sam się ze sobą gryzę, bo z jednej strony nie wyobrażam sobie aby był ktoś jeszcze, ale z drugiej strony chciałbym abyśmy mieli jeszcze kogoś na równi.

No i tak będąc napalonym tym tematem natknąłem się na film Kraina Burz (ang. Land Of Storms). W opisie było o trójkącie, poza tym był wszędzie dobrze oceniany, film nowy, więc jak dla mnie miał same plusy. Pobranie było dosyć ciężkie (lubię filmy oglądać na tv a nie na komputerze). W końcu sukces, pendrive w wejściu USB, oglądamy. Po filmie nie mogłem się otrząsnąć (tak samo mój facet). Film bardzo nam się spodobał, ja jednak tak bardzo wszedłem w główną postać, że zacząłem odczuwać to co ona  w tym filmie. Zakończenie, bez zdradzania fabuły, było dla mnie gwoździem do trumny. Drugiego dnia jeszcze rozmawialiśmy na temat tego filmu. Dusiło mnie w środku. Nie obiecuję, że na każdego ten film tak zadziała, dla mnie on jest one of my favorite i bardzo chętnie go sobie kupię. Tak czy inaczej cieszę się, że są filmy, które mnie tak poruszają, które każą mi myśleć, z których mogę coś wynieść. Pół godziny przeryczałem po Tajemnicy Brokeback Mountain, Kraina Burz ściskała mnie dwa dni...




W Święto Trzech Króli spotkałem się z koleżanką ze studiów. Poszliśmy (plus dwie jej koleżanki) na lodowisko na Imielin w Warszawie. Ludzi było dużo, ale nie ma co się dziwić, skoro wszystko pozamykane, a jedynie takie lodowisko krzyczy z daleka: przyjdź do mnie, jestem otwarte, zapłać 16 złotych polskich by założyć za małe łyżwy, ponieważ mojego rozmiaru (jak się potem okazało mój łyżwowy rozmiar to 48) nie ma i albo zakładam za małe, albo do widzenia i pocałuj się w dupę z powodu wydanych 16 złotych. Początki były trudne, ponieważ na łyżwach ostatnio byłem (zmuszony) trzy lata temu w Promenadzie. Godzinę porobiłem "piruety" a potem koleją godzinę prostowałem palce (po za małych łyżwach). Nie powiem, zabawa była przednia, poza tym fajnie jest wyjść z domu i zobaczyć się z innymi ludźmi. Podczas kolacji w zapiecku zostałem też przez koleżankę poproszony o zostanie tajemniczym klientem w jednym z jej sklepów (jest kierownikiem regionalnym pewnego sportowego sklepu). Nigdy tego nie robiłem, czuję podniecenie z nowego zadania, nic więcej nie zdradzam, bo zaraz się okaże, że czyta tego bloga ktoś z miejsca, które będę brał pod lupę i nici z badania.

No i już tak w zamiarze jestem w drugiej połowie posta, więc czasu trochę poświęcę koledze Anonimowemu, który zostawia długie komentarze. Drogi kolego, dziękuję za rozśmieszanie mnie, za powodowanie efektu LOL u innych czytelników, którzy piszą do mnie z zapytaniem kim jest ów Anonimowy. No cóż, idzie to już w stronę gejowskiej ikony bloga Pata Własnegolosu, która zaczepia, pojawia się i znika, żyje w świecie nieosiągalnym, nieokreślonym i ma dużego kutasa. Czego gej mógłby sobie życzyć więcej?! Już nawet sam duży kutas wystarczy.

Obiecałem przedstawić swój punkt widzenia dotyczący tematu: Kto pierwszy powinien zagadywać, mężczyzna czy kobieta, a jak to wygląda w środowiskach LGBT, a więc:

Wszyscy jesteśmy wychowywani pod ten sam szablon (może teraz to nieco inaczej wygląda, ale skupię się na swoim pokoleniu). Chłopiec miał być silny, zaradny, odważny. Dziewczynki miały być posłuszne, grzeczne, poukładane, skromne. Moje pokolenie zostało wychowane w wierze w siłę i aktywność faceta, gdzie kobieta ma być i ładnie wyglądać. To facet jest od działania, więc wszyscy moi rówieśnicy, ci starsi i ci młodsi, tak myslę do rocznika 95, wierzą w to, że to facet powinien wykonywać pierwszy krok, on jest samcem walecznym, kobiecie nie przystoi. Gówno prawda, bo ja jestem zwolennikiem tego, aby każdy robil to co czuje. Jeżeli kobieta ma chęć zaczepić faceta, niech to robi. Nie zastanawiajmy się nad tym czy wypada, co ktoś pomyśli. Działajmy, nic nie tracimy, zyskamy dużo. Jak nie przyjaciela z założeniem, że docelowo kogoś do życia/łóżka, to doświadczenie, że następnym razem trzeba inaczej postąpić. TYLE.



A co z parami homoseksulnymi?! Nie znam osobiście żadnej pary lesbijskiej, która byłaby wyoutowana i żyła w moim otoczeniu. Lesbijki są dla mnie wielka niewidomą, mimo, że w pracy, nawet w swoim dziale mam jedna zadeklarowaną. Ale nigdy nie zamieniłem z nią słowa jak swój ze swoim. Mam wrażenie, może oparte na stereotypach, że lesbijki zdają się być konkretne i nie muszą się długo zastanawiać. Śmiało zaczepiają siebie, odważnie poznają innych. W kwestii pójścia do łóżka stawiają na emocjonalność, nie na akt seksualny. I tutaj my geje mamy nieco inaczej. Może ja na chwilę obecną w życiu jestem bezpośredni i nie miałbym problemu z podejściem do obcego faceta i powiedzenia mu, że ma fajne buty, albo gdzie kupił tą torbę (czy chuj wie co innego xD ), ale w gruncie rzeczy geje sa takimi pawiami, które lubią się najpierw pokazać z każdej strony, "zobacz jaki jestem zajebisty, ile zyskasz poznając mnie", dopiero potem zaczepiaja siebie i lądują w lóżku. Nie mówię, że każdy gej tak robi, ale opieram się na stereotypach, bo w końcu one są odnośnią do wyjątków czy utartych wzorów dla danych jednostek. Gej pójdzie, porucha się, przejrzy na oczy, zrobi kalkulację czy opłaca mi się ciągnąć daną znajomość czy nie i tyle.

Nie chcę też, aby każdy gej był kojarzony z ruchaczem, każda lesbijka z ciepłą kluchą emocjonalną czy heteryk z podziałem ról na samca-władcę i bezdecyzyjną-kobietę. Każdy jest inny i niech każdy kieruje się własnym szczęściem. To jest ponad wszystkimi zasadami, obowiązkami, przyjętymi normami. Nie bójmy się walczyć o swoje!! Nawet jak ktoś pomyśli o nas "co on/ona robi".

Na koniec, ku znudzeniu i bez zaskoczeń, piosenki, tym razem trzy. 








Jeszcze jutro i mam pięć dni wolnego!!!!

poniedziałek, 4 stycznia 2016

"I love Poland"

Odpaliłem sobie youtube na tv, wchodzę jak zawsze gdy się nudzę w "najnowsze wideo" a tam to:


Poszperałem potem i okazuje się, że to stara piosenka (nigdy jej nie słyszałem) ale dopiero teraz doczekała się teledysku. Moje emocje zmusiły mnie do wyrzucenia z siebie wszystkiego co na sercu zaległo na gorąco. Piszę, ponieważ gdy uruchomiłem teledysk, to przez czas trwania siedziałem z otwartymi ustami i z "WTF" w głowie. Bo zorientowałem się, że teledysk nie był nagrywany w Polsce. Wtedy poczułem wstyd, że ci ludzie z zagrabanicy, patrząc na nagrywający się teledysk, jeszcze bardziej stali się uprzedzeni do nas. Jak ktoś nie słyszał piosenki to zaznaczam: nastolatkom się spodoba, bo w końcu "kurwa mać", gejom się spodoba, bo odznacza się chłopakowi kutas gdy się wygina, oraz nie zapominajmy o narodowcach, w końcu "nic nie jest mi obce co polskie". Rzyg.

Lepiej posłuchajcie nowej piosenki Cleo. Mój facet ją lubi, ja podchodzę do niej z przymrużeniem oka, ale nowy singiel jest w porządku.


Prawdopodobnie w kolejną sobotę mamy z moim facetem gościa z Poznania. Mam nadzieję, że przyjedzie ze swoim facetem. Drogi kolego M. jak ja dawno Cię nie widziałem :)

Mróż szczypie mnie w nos.

Bałem się pierwszych dni w pracy, bo przecież tyle wolnego Polacy mieli, czas na zakupy, a co z tego, że u mnie nie kupią ubrań, wszystko jest potrzebne! Owszem, sobota była w miarę do przewidzenia, tak już niedziela (wczoraj) zaskoczyła nas wszystkich. PUSTO! Klientów nie było. I jak zwykle, jak to w naszej naturze, wszyscy w pracy narzekali na to, że zanudzić się można. Ja natomiast siedziałem cicho, bo tego było mi potrzeba.

Jutro (piątego stycznia) mamy imprezę pracowniczą. To jest wielki bal, organizowany zawsze w którymś z warszawskich hoteli, jest alkohol, ładne stroje, muzyka. Wszyscy się tym podniecają, wszyscy o tym mówią. Ja nie idę. Tak na prawdę to przez trzy lata pracy nie byłem ani razu na tej imprezie. Przeraża mnie to, że trzeba zakładać garnitur, należy zabrać ze sobą osobę towarzyszącą, uśmiechać się do siebie. Wszyscy są zaskoczeni, że jako kierownik nie idę, ja jednak zasłaniam się tym, że zdecydowałem się pracować tego dnia aby inni mogli się pobawić. Oczywiście po pracy dla wszystkich są zamówione taksówki, ale ja się na to nie pisze. Chcę wrócić do domu, do mojego faceta, z nim zasnąć, albo z nim wyjść jeszcze na miasto i się rozerwać. Wiem, ze w przyszłym roku pewnie będę musiał już pójść, ale rok to dużo i wiele jeszcze się może zmienić.

Trzech Króli już zaplanowane - łyżwy z koleżanką ze studiów, Imielin, 17.00. Powiem Wam, że panicznie boję się łyżew, ponieważ widzę przed oczami scenę, gdzie upadam na lodowisku, a ktoś mi łyżwami przejeżdża po palcach obcinając je. Brrrr.. Liczę po cichu na to, że nie będą mieli mojego rozmiaru i będę koleżance tylko zdjęcia robił.

Zabrałem się za obiad. Rano, o 7 wyszedłem z domu do Biedronki, aby kupić ciepłe bułki mojemu facetowi na śniadanie, obkupiłem się przy okazji w świeży szpinak (co jak co, ale szpinak i jarmuż mają tani i dobrej jakości) i robię sobie makaron ze szpinakiem, fetą i pomidorami. Mróz trzyma za oknem. Mnie to jednak trochę bawi. Owszem, mróz szczypie mnie w nos, ale nie ma mrozu w okolicach 30 stopni aby robić panikę. Myślę też, ze właśnie ten mróz był przyczyną pustek w niedzielę w pracy.



piątek, 1 stycznia 2016

Podsumowanie 2015 roku.

Bałem się podjąć stworzenia takiego zestawienia, ponieważ byłem przekonany, że więcej będzie porażek, niż sukcesów, ale jak zacząłem tworzyć szkic na kartce to okazało się, że ten 2015 nie był taki zły. Co więcej, jeden z bardziej soczystych lat mojego życia :)  Bez przedłużania, zatem ...

Sukcesy:
1. zgubienie wagi - to moje największe zwycięstwo tego roku, pozbyłem się 20kg w cztery miesiące.
2. awans do stanowiska kierowniczego - starałem się o to już od dłuższego czasu, udało się pod koniec roku.
3. Poznanie kilku fajnych facetów, którzy zostali moimi/naszymi przyjaciółmi.

Porażki:
1. wakacje w Warszawie - od trzech lat marzy mi się wspólne spędzenie czasu z moim facetem poza miastem. W tym roku się to nie udało, ponieważ zawalił mój urlop (a raczej brak możliwości wybrania terminu taki jak mi odpowiadał).
2. brak mobilizacji z pójściem na siłownię - schudłem, więc wypadałoby teraz trochę się podrasować, ale nic z tego nie wyszło, mimo, że siłownię mam 5 minut od bloku, czynną 24 na dobę.

ZADANIA NA 2016 ROK:

1. SIŁOWNIA (zarówno ja, jak mój facet, chcemy w przyszłym roku odwiedzić siłownię więcej niż dwa razy w roku)
2.WSPÓLNE WAKACJE POZA WARSZAWĄ (no i poza działką nad Zalewem Zegrzyńskim pod Warszawą)
3.ZEJŚCIE DO WAGI 82 kg (brakuje zaledwie 5 kg aby osiągnąć ten wynik, więc jak dałem rade 20 to 5 jest raczej realne).
4. POZNANIE FACE TO FACE TYCH, KTÓRYCH ZNAM TYLKO PRZEZ INTERNET (no czas najwyższy).

Cztery punktu wystarczą, nie ma co sobie stawiać wysoko poprzeczki, poza tym jakiekolwiek zadania, plany, chuj strzelić może; najlepiej jak to wszystko samo z siebie wychodzi bez konieczności ustawiania w głowie: tak, muszę to zrobić.

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!! :p

i już nie wracajmy do tego tematu, tematu końca roku i podsumowań, bo gorączki dostanę.