czwartek, 31 marca 2016

W święta odpocząłem.

W święta odpocząłem. Tego właśnie było mi trzeba, ciszy, braku pośpiechu, bycia skazanym na siedzenie w domu, sklepy pozamykane, nigdzie nie można wyjść aby wydać złotówki. Wróciłem do pracy ucieszony.

Ja mam coś z tradycjonalisty, mój facet, agnostyk, nie przykłada wagi do atmosfery świat. To ja bardziej pod siebie, ze wspomnieniami z dzieciństwa, organizuję święta. Zawsze staram sie aby dało się wyczuć w domu atmosferę tego innego okresu. W tym roku w mieszkaniu było pełno żonkili. Nie mam zazłe tego mojemu mężowi. Taki jest, takim go kocham. On nie wie kiedy jest wigilia, on nie wie kiedy jest wilkanoc. Zawsze mnie o to pyta. Na poczatku było to dla mnie nieco niezrozumiałe, teraz to przyjmuje ze spokojem. Żyjąc na wsi nie spotyka się agnostyków.

Jedliśmy śniadanie, jaskrawe żonkile patrzyły na stół, pachniało żurkiem a w głośnikach leciała kojąca muzyka Birdy. Takie święta dwóch gejów.

Podobało mi się, że pogoda nas rozpieściła. W sobotę i niedzielę po śniadaniu chodziliśmy z moim facetem na długi spacer po lesie. Ratowaliśmy żaby przed rowerami, widzieliśmy jaszczurki, węże, robiliśmy zawody "kto szybciej znajdzie na drzewie dzięcioła". Było bardzo przyjemnie. I nawet ludzie mnie jakoś nie drażnili. Brakowało mi tylko tego, że nie mogłem wycałować mojego faceta, wyprzytulać się do niego na spacerze. Odbijam sobie to przez klepanie go po dupie i czochranie włosów. Nie obyło się bez biegających w ciasnych strojach młodych panów i naszych komentarzy. 


W oba świąteczne dni rozmawiałem z mamą przez telefon. Uważam, że małym plusem tego, że nie pojawiłem się u mamy na świata jest to, że nie musiała robić tych świąt. Posiedziała w domu w ciszy, a wiem, że i to jej jest potrzebne. Matki też są ludźmi, nie zapominajmy o tym. Odpoczynek też im się należy i chwila lenistwa. Nie mogę doczekać się tej chwili, kiedy to moja mama będzie na przyjeźdzać do stolicy na święta i tutaj będziemy świętować. Postanowione jest, że gdy moja mama będzie na emeryturze to sprzedajemy dom na wsi (decyzja mojej mamy). Niech powoli przyzwyczaja się do życia w bloku.
 
W święta przesłuchaliśmy wszystkich piosenek, które będą rywalizować w Eurowizji w tym roku. Obaj jesteśmy fanami tego konkursu. Leżeliśmy przytuleni, a muzyka leciała. W święta zaczeliśmy oglądać też, za prośbą mojego faceta, Grę o Tron. Wszyscy się tym serialem podniecali w moim otoczeniu już od tak dawna, mnie jakoś nigdy nie ciągneło w jego stronę. "Pokazują w nim kutasy" - powiedział mój luby, dałem więc szanse. Obejrzeliśmy juz pierwszy sezon. Mój facet stracił głowę. Obiecałem, że obejrzę z nim wszystkie sezony. Tak na marginesie - zakochałem się w Jonie Snow.

Powrót do pracy przebiegł spokojnie, nawet pierwszy dzień nie był męczący. Wszyscy w dobrych nastrojach, z nadal pełnymi brzuchami. Teraz aby do majówki.

Wczoraj byłem na szkoleniu, gdzie wszyscy kierownicy uczyli się dostrzegać talenty w sobie i swoich zespołach. Dosyć ciekawe spotkanie, może pod koniec już nieco sie dłużyło, ale dlatego, że wiedziałem, że muszę zejść do biura po wszytskim i podgonić małe zaległości. Robiliśmy też test odnośnie tego, która pólkula jest dominująca u kogo. U mnie lewa, ale mnie to nie dziwi. Praca według schematu, wszystko poukładane, liczby i logiczne myslenie.  W sieci jest pełno takich testów. Można je zrobić za darmo. Ciekawe czy wy jestescie lewi czy prawi?

W piatek za tydzień widze się z kolegą, ma przyjść ze swoim eksem. Podobno ów eks chciałby pracować w mojej firmie, chce sie spotkać, abym mu coś podpowiedział/opowiedział. Zaznaczyłem, że pracy nikomu załatwiać nie będę, ale chętnie się z nim spotkam. Podziwiam tego kolege, że ma dobre stosunki ze swoim byłym, i nawet chce mu pomóc z pracą. Ja nie mam kontaktu z nikim, z kim łączyło mnie coś więcej niż kumpelstwo.





Na koniec chciałbym się czymś podzielić, taki off topic. Gdy wczoraj po szkoleniu zszedłem do biura zauważyłem, że koleżanki o czymś namiętnie dyskutują. Zapytałem o co chodzi. Okazało sie, że jedna z naszych koleżanek związała się z żonatym facetem. Oczywiście zakochany rzucił żone, czeka na rozwód. I teraz tak się zastanawiam kto popełnił błąd... 


Czy obwiniać tą, która była podowem rozwodu, czy obwiniać tego chłopaka. A tak w ogóle to dziwię się, że on, mając żonę, pozwolił sobie na romans. Ja rozumiem, bo tego się nie uniknie, że ktoś nam może zawrócić w głowie, że ktoś nam się spodoba i zauroczamy się tym kimś, nagle czujemy znowu motylki, myślimy o danej osobie zapominając o naszym partnerze. Ale do jasnej cholery, bądzmy rosądni, przecież może to wszytsko skonczyć się tak, że zostaniemy z ręką w nocniku. Przez ponad sześć lat naszego związku, powiem na swoim przykładzie, miałem chyba tylko raz sytuacje, że ktoś mi w głowie zawrocił tak, że nie mogłem przestać o nim myśleć. Gdybym był głupi  to  może i by doszło do zdrady. Ale ja mam świadomość, że taki romans może potrwać pół roku a potem BUM, bańka mydlana pęka. W mojej sytuacji powiedziałem po prostu co siedzi mi w głowie mojemu facetowi, byłem z nim szczery, powiedziałem, że kocham go, ale nie mogę przestać o tamtym chłopaku, że mam chęć iść z tamtym do łożka. Wypuściłem z siebie to wszytsko i poczułem sie lepiej. Mój facet wysłuchał mnie, nawet z tego razem żartowaliśmy. Po jakimś czasie moje emocje w stosunku do tamtego ustały, my zaczeliśmy jeszcze bardziej się przed sobą otwierać, pojawił sie temat ewentualnej trzeciej osoby do kochania. 

Kocham mojego faceta, chce być z nim do końca zycia, a to, że jesteśmy ze soba maksymalnie szczerzy i otwarci powoduje, że gdyby coś się zaczęło psuć to nie mam chęci go po prostu zostawiać, chcę to naprawiać i mam do tego siłe. Trafienie na drugiego takiego mężczyznę, przy którym mogę być szczery, który mnie nie oceni za to co mi siedzi na języku i w głowie, który zaakceptuje mnie takiego jaki jestem, graniczy z cudem. Poraz kolejny wychodzi, że rozmowa kluczem do sukcesu - i rozwodów może by tyle nie było.



p.s. Pisząc zżarłem lody pomarańczowe grycanowe.
p.s. I prosze bez spojlerów odnośnie Gry o Tron.
p.s. Moim eurowizyjni faworyci: Australia, Bułgaria, Dania, Izrael, Austria, Rosja, Francja.

piątek, 25 marca 2016

Twitter.

W pracy smutek. Smutek, bo wszyscy wiedzą, że zostaje w Warszawie i nie jadę w rodzinne strony. Wszystkim smutno, że będę sam w święta. I nawet mówienie, że mieszkam z kolegą i sam nie będę, bo on pojedzie tylko na kilka godzin do rodziców i wróci, nie działa. Dostałem nawet kilka zaproszeń na śniadanie niedzielne. Ale ja nie chcę. Ja chcę być z moim facetem! I w ogóle nie musicie się smucić, bo spędzę ten czas z rodziną, bliską, tą, która mnie rozumie bez słów i która kocha i obiecuje być ze mną do końca życia.

W pracy też bardzo spokojnie, przyjemnie, bezstresowo się pracuje. Mam wyjątkowo dobry humor, wszyscy znajomi piszą do mnie z zatłoczonych pociągów i autobusów, a ja będę siedział w opustoszałej Warszawie. Jestem słoikiem, nie da się ukryć, ale lubię gdy Warszawa robi się taka pusta. Poza tym po części jestem już Warszawiakiem, ponieważ jestem partnerem faceta, który tutaj się urodził, dorastał i może nazwać swoim miastem. Nie miałem nigdy takiego parcia na to, aby mieć faceta ze stolicy, ale skoro się tak złożyło... :)

Gdy byłem gówniarzem, gdy facebooka jeszcze nie było, gdy zdjęcia wstawiało się na myspace, poznawałem dużo ludzi spoza Polski. Pisałem rzecz jasna po angielsku, innych języków nie używam/nie znam/nie jestem w stanie się nauczyć/niemiecki jest taki trudny! Z jedną dziewczyna tak się zaprzyjaźniłem, że dzwoniła do mnie ze stanów (jak to mówiła: nic mnie to nie kosztuje). Smsy kosztowały mnie 80 groszy, ale pisałem. Ona zaś była zafascynowana Polską, ponieważ, jak się okazało później, ma jakieś polskie korzenie. Kontakt się potem urwał. I nadal mam jej zdjęcia zapisane na dysku. Sentyment został. Ciekawi mnie jak jej życie się potoczyło.



Aktualnie do pisania z ludźmi z zagranicy używam Twittera (tak, tam też można pisać prywatne wiadomości). Pisze z dwoma chłopakami z Wielkiej Brytanii i jednym z Chile. I niech ktoś mi powie, że Internet jest złem. Trzeba może do niego dorosnąć. Bo jak młodzież będzie szukać pornografii, tak ci , którzy ten etap mają za sobą, będą wykorzystywać do czegoś bardziej rozwijającego. Poza tym człowiek korzysta na tym, ponieważ może porozmawiać po angielsku.  W pracy mam styczność z obcokrajowcami średnio dwa razy w tygodniu jednak głównie MÓWIĘ do nich po angielsku. Moją pięta achillesową jest język angielski PISANY. Nauka przez zabawę- ja, Twitter i oni.

Pojutrze święta. Dwa dni wolnego miną bardzo szybko, zaraz będziemy odliczać czas do majówki. Pamiętajcie Panowie (i Panie, o ile czytają jakieś) o przestawieniu zegarków. Uważajcie jadąc samochodami, skorzystajcie na tym, że zobaczycie się z rodziną, a Ci, którzy świąt nie obchodzą, niech wypoczną, wyśpią się, nacieszą tym, że centra handlowe zamknięte i pozostaje czytać książki. Niech ten czas będzie dla Was.

I jak już czwarty dzień kłócę się z moim facetem przed snem o pierdoły, tak każdego dnia kocham go coraz bardziej. I mimo, że jesteśmy ponad sześć lat, że znamy się na wylot, to mamy różne spojrzenia na świat. Dzięki temu nie ma nudy. I może to wyglądać, że się nie dogadujemy, że kompromis trudno nam przychodzi, to ja doskonale wiem co robię nie tak, on też wie, czym mi za skórę zachodzi, jednak ja i on, mamy nadzieje, że może w końcu któryś z nas się podda. Dwa trudne charaktery, dwóch różnych facetów, dwa różne konta bankowe, ale jedna szafa, jedno łóżko, jeden cel!





W pojedynku Zayn (ten od One Direction) vs Nick Jonas, wygrywa Nick. I jak obejrzycie do końca teledysk to zobaczycie Jonasa w majtkach.

środa, 23 marca 2016

Tak niewiele potrzeba.

Znalazłem spokój, wdech, wydech, niezmiennie, od lat dziesięciu, jeden jedyny sposób na gorszy dzień, przy czym walenie konia może się schować, i czujesz, jak ból głowy ucieka palcami stóp i to spięcie ulatuje razem z oddechem, jak za dotknięciem różdżki, albo za namową zaklęcia, słuchanie tego zespołu przynosi mi ukojenie.




Tytuł posta bez tytułu.

Tak to kurwa z nami jest, że nie doceniamy tego co mamy. Ile razy łapię się na tym, że nie cieszę się z tego co życie mi dało. Przyjmuję to tak jak jest, jakby obowiązkiem było mnie tym wszystkim obdarować. Siedzenie w samotności mi pomaga. Wtedy robię sobie rachunek sumienia. Nie trzeba być katolikiem aby robić rachunek sumienia, można to nazwać różnie, ważne, że wypadałoby zrobić taki follow up. Bo inaczej człowiekowi po nogach poleci od tego bałaganu w głowie.

Rano wyprowadziłem siebie na spacer do lasu. Mój facet wyszedł o 11 do pracy, ja pół godziny później byłem na zewnątrz. Założyłem bluzę, dresy, kurtkę wiosenną i poszedłem na spacer. Słonce grzało w twarz, była cisza i spokój. I nawet ludzi tylu nie było, chyba wszyscy w spożywkę się zaopatrują, więc tym większe moje szczęście. Matka z dzieckiem, czterech emerytów, jeden rowerzysta - poziom ludzkości poniżej normy, stan emocjonalny mojego ciała bardzo wysoki. Odludzia potrzebowałem, odludzie otrzymałem. Wtedy odpoczywa całe moje "ja". Kręciłem się 1,5 godziny. Niby słuchawki wziąłem ze sobą, ale uznałem, że moje uszy tez muszą odpocząć od tych bum-bum-śmieci. Kilka razy usiadłem na ławce, głowę wziąłem do góry i pozwalałem się łaskotać słońcu. Za każdym razem gdy tak podnoszę głowę mam wrażenie, że za chwilę poczuję ciepłe kropelki. Kropelek brak, ale nawyki geja zostają. Jak pies słyszący wsypywaną karmę do miski się ślini, tak ja wiecznie się ślinię, bo wszystko kręci się wokół seksu i kutasów.



Wiem, wkurzające może to być, że na moim blogu temat seksu tak często się powtarza, że pokazuje na okrągło, że w głowie mi tylko seks, że temat przewija się jak pampers dziecka - kilka razy dziennie, ale tak już mam. Są pewnie faceci, którzy nie myślą o seksie, nie mają ciągot do takich tematów, kwestie seksualnie są ich prywatne i pewnie są szczęśliwi. I dobrze. Ja mam ten problem, że moje potrzeby przewyższają moje siły. Na całe szczęście mój facet mnie rozumie. Gracias amigo!

I tak, akapity powyżej to zwykłe pieprzenie, ale czuję się nieco rozbity. Jakoś nie mogę zebrać teraz zmyśli. Myślę o tym, co mój facet mi wczoraj powiedział odnośnie jego pracy, myślę o tym czego mi brakuje w życiu, myślę o moich zaległych sprawach, które powinny być zrobione pół roku temu ale nadal nie są. W pracy wszystko na tip top, w życiu osobistym zaczynam dostrzegać luki. Potrzebuję aby ktoś mnie w twarz uderzył, potrząsnął, bo cały czas siedzę w ciepłym miejscu i wszystkie niepasujące rzeczy pod dywan zamiatam. Głowa mnie boli. Ale na to tabletka nie pomoże.

Aby trochę rozchmurzyć atmosferę podzielę się tym, że wczoraj przed snem najpierw śpiewaliśmy z moim facetem piosenki Kelly Clarkson, potem tańczyliśmy do piosenek Britney, a na koniec puściliśmy Selenę Gomez i zaczęliśmy sprzątać bałagan jaki narobiliśmy. O 1.30 położyliśmy się do łózka. Mój facet jak nikt potrafi mnie rozbawić mnie!

Rano gdy poszedłem się odlać zacząłem się zastawiać co musiało mi się takiego śnic, ponieważ na wewnętrznej części bokserek była zaschnięta sperma (znowu ten sam temat!!).

Mój facet dzisiaj po pracy ma jakieś wyjście na kolacje z pracownikami z okazji Wielkanocy, wróci późno. A ja już tęsknię. Ogrania mnie nuda, zmęczenie, mam chęć sobie walić, oczy mi się zamykają, oczy mnie bolą, jestem głodny i leniwy, ogólna paranoja. Chyba za dużo tego powietrza leśnego jak na jeden dzień. To rozbicie to chyba przesilenie zimowe, albo brak witamin, albo brak snu, ale na pewno jakiś suplement diety by przywrócił mnie do życia, wystarczy tylko, że pójdę do apteki, powiem co mi dolega i pan wyciągnie super środek. Idę przegryźć gruszkę i zapiję ją nową płytą do przesłuchania, która właśnie wyciekła do sieci.




poniedziałek, 21 marca 2016

Posprzątane.

Dzisiaj dzwoniła mama, mówiła, że dziadek jest słaby, abym przygotował się na najgorsze. Przepił połowę swojego życia. Moja babcia miała z nim piekło. Odwrócił się od całej rodziny i nazywał się "niezniszczalnym" i tym, który "nie potrzebuje niczyjej pomocy". Około 10 lat temu, po wylewie, spadł na barki mojej mamy. Córki, która musi się nim zajmować. I to mnie boli, że po tym wszystkim co zrobił przez całe swoje życie, ktoś musi się nim zajmować. Moja ciocia mówiła, aby dziadka do domu spokojnej starości wywieść, ale moja mama twardo opiekuje się ojcem. Pracuje od poniedziałku do piątku i do tego 24h przy dziadku. Moja mama jest bardzo silną kobietą, ale wiem, że ma już wszystkiego dosyć. I do tego za każdym razem gdy się pojawiam w rodzinnych stronach nie pokazuje tej frustracji. Z powodu dziadka moja mama nie jest w stanie odwiedzić nas w Warszawie, bo nie ma komu zostać i zaopiekować się dziadkiem.  I nawet moje wspomnienia o nim jak byłem mały nie są miłe. Zawsze żałował 2 zł na batona, wolał wydać na piwo, nazywał mnie bękartem (moja mama sama mnie wychowywała), nie liczył się ze zdaniem innych. Jeżeli moja mama zadzwoni i powie, że dziadek zmarł, przyjmę to spokojnie. Dziadek jest praktycznie leżący więc temat ewentualnej śmierci nie jest nowy, każdy jest świadomy tego, że choroba w końcu zwiększy na sile i dziadek odejdzie. Mimo wszystko śmierć, jaka by nie była, przynosi ze sobą smutek i refleksję. I aby nie było, postąpiłbym tak jak moja mama, nie byłbym w stanie oddać swojego ojca do domu spokojnej starości...

No dobrze, zróbmy dwa przysiady, pięć pompek i zmieńmy trochę temat. 

Dzisiaj posprzątałem, tak nieco "świątecznie" nazywając, aby być na czasie, przecie w tysiącach domów właśnie teraz gospodynie, z potem na czole jedną noga mopują podłogi a drugą bija po rękach tych młodych, co wyjadają mak z makownicy, jeszcze nie do końca przetarty. Sam lubiłem wylizywać miski podczas gdy moja mama robiła ciasta. Nawet miskę po cieście na biszkopt wylizywałem.

Rzeżuchy nie sadziłem, pszenicy i innych tego typu zielonych roślinek na dekorację nie hoduję. Rzeżucha śmierdzi, choć urok ma. A pszenica w doniczce to dla mnie, wiejskiego chłopaka, zabójstwo. Pszenica rosnąć powinna na polu, powinna być wolna i powinna machać eis jak to Mickiewicz pisał. A może to Słowacki...


Koleżanki w pracy ciągną jeden temat. I wiem, że ta gadka szmatka będzie aż do soboty. Czy kobiety nie mają innych pasji? Dlaczego wszystko same robią, a nie zaciągną "starego" do roboty. Ja sprzątać lubię, nawet uwielbiam, ale ma inne pasje. Ważne aby była muzyka głośno, a reszta sama przyjdzie. I nawet wtedy o kutasach tak nie myślę. I oto właśnie mnie oświeciło. Nie szklanka zimnej wody zamiast seksu a mop i kubeł ciepłej wody.

Jednym ze sposobów na podryw jest "na niezdarę". A przynajmniej taki sposób stosuje pewien kolega z pracy (sam nie wiem czy to nazwać podrywem czy popisywaniem się czy chuj wie czym). Przychodzi, wita się, siada, robi coś i nagle mnie woła. I mówi, że mu coś nie wychodzi i żebym spojrzał. Pomagam, mija chwila i zaczyna się śmiać i znowu mnie woła. Ten chłopak jest dosyć powolny (specjalnie?!), zero jakiegoś poczucia wstydu, zachowuje się jak dzieciak i się uśmiecha przy tym. Wczoraj, gdy byłem na zmianę z moją kierowniczką, usłyszałem tylko jak buchnęła na niego: czy ty kompletnie nic nie umiesz?! A ów chłopak się zaśmiał i spojrzał na mnie. Jest gejem bo nie kryje się z tym na Facebooku.  Czasami jak mam za dużo czasu to siadam na Facebooka i przeglądam profile ludzi z pracy. Nie mam ich w znajomych, ale pooglądać czasami można. Kto tak nie robi?!

Mieszkamy niedaleko lasu. Pełno biega tutaj młodych facetów. Latem, na polance, gdzie jest siłownia na świeżym powietrzu, młodzi chłopcy bez koszulek wyciągają się na tych urządzeniach. Jak będę starym pedałem to będę chodził z kocykiem na takie polanki i cieszył wzrok tymi młodymi, bez doświadczenia życiowego, z marzeniami o zdobyciu świata. Będę patrzył i nic więcej nie będę potrzebował. A obok będzie leżał mój facet i będzie mi zbereźne rzeczy krzyczał do ucha, bo pewnie będę z tych głuchych, zadbanych panów, którzy się uśmiechają do wszystkich. Mój facet będzie z tych co mają złą minę. Cały czas mu powtarzam: uśmiechaj się, a zobaczysz jak świat zacznie się do Ciebie uśmiechać :)


Mam 200zl na empik.com do wykorzystania. Dostałem 150zł do koleżanki z pracy, bo nie wiedziała co ma z tym zrobić. I teraz ja mam dylemat. Książka? Płyty? A może kupić jakąś grę na ps4 mojemu facetowi (choć 200zł to za mało na grę, biorąc pod uwagę te cholerne ceny gier na konsole)? Może komuś jakiś prezent zrobię.

Słońce grzeje każdego dnia coraz bardziej. Mam chęć pojechać do Lasu Kabackiego, na Pola Mokotowskie, do Parku Skaryszewskiego.. Mojego faceta ciężko wyciągnąć z domu. Ktoś chętny na spacer? Obiecuję, że nie rzucę się na Twojego kutasa! :)

Jutro idę do pracy na 6. Będą jakieś testy systemu robione, muszę być. Na całe szczęście będę tylko do 12. Cały dzień będzie jeszcze do wykorzystania! 






sobota, 19 marca 2016

First date sex.

No i jak myślałem, że będę pracować od jutra do samych świąt tak jednak los się do mnie uśmiechnął. Wczoraj okazało się, że zebranie, które było tak bardzo ważne zostało odwołane, a poniedziałek dostałem wolny, bo koleżanka jednak nie potrzebuje zamiany. Więc szykuje się nieco lajtowy tydzień. I dobrze. Doczekać się nie mogę zmiany czasu, chodzę już przemęczony, wtedy ożyję. 

Sytuacja z dzisiaj w Biedronce. 
Idę po wózek,  mój facet czeka pod wejściem. Przede mną idzie kobieta z córką. Bierze ona wózek a córka mówi "Mamo, zobacz, ale tu woreczków pustych". Matka mówi, że "ludzie są bałaganiarzami i nie umieją po sobie sprzątać" jednocześnie przerzucając te puste woreczki ze swojego wózka do kolejnego wolnego. Czyli naszego. Wkurzyłem się. Mówię: 
-Mogła już Pani wyrzucić to do kosza a nie do naszego wózka.
-A no mogłam.
Biorę pieprzone woreczki z naszego wózka i wciskam w nią mówiąc:
-To bardzo proszę, kosz jest tam.
Nastąpiło buchanie powietrzem w kobiecie, rusza ramionami ze złości i mówi:
-Niech ma Pan pretensję do tych ludzi co zostawili to w moim wózku.
-Jeżeli Pani tak samo sprząta w swoim mieszkaniu to na pewno jest tam syf - rzuciłem.

Poszedłem. Mój facet zdezorientowany pyta co się działo. Opowiedziałem. Czuję dumę. Będę nawracać nasze społeczeństwo. Bo kurwa nóż w kieszeni mi się otwiera jak widzę takie mumie chodzące i niemyślące. Kobieta potem w sklepie nas omijała. Pewnie pomyślała sobie "pedały" i wyklinała nas w głowie. Ale gdyby coś zaczęła w tą stronę mówić to powiedziałbym jedynie" nieźle Pani córkę wychowuje".


Wczoraj zostałem zmuszony przed snem do pewnej refleksji. W życiu każdego geja przychodzi taki moment, że dochodzi do zbliżenia z drugim facetem. Część z nas wchodzi w świat seksu będąc bardzo młodym, innych spotyka to po wyprowadzce z rodzinnych stron, ponieważ wtedy czujemy się wolni, nikt nie patrzy nam na ręce i pozwalamy sobie na więcej, inni pierwsze zbliżenia mają dosyć późno i jest to uzależnione ich np. przekonaniami. Ja zachowywałem się jak mała kurwa, bo pierwszy raz miałem będąc bardzo młodym z kolegą z klasy, w stodole. Ale chciałbym pomyśleć nad tym jak podchodzimy do tematu seksu na pierwszej randce. Czy to jest dopuszczalne? Jak to jest odbierane przez społeczeństwo? A może nasze gejowskie społeczeństwo przymyka oko na takie zachowania, biorąc pod uwagę, że i tak musimy żyć w ukryciu i taki seks na szybkiego jest wpisany w nasze życie?

Zacznę od tego, że taki seks jest dosyć ryzykowny. Nie znamy osoby, z którą przyjdzie nam się jebać, osoba może być zadbana, może sprawiać wrażenie spokojnej, ale co jeżeli taki seks na pierwszej randce zalicza z każdym chłopakiem. Bycie zadbanym nie idzie w parze z byciem zdrowym. Drugą sprawą jest to, że mimo wszystko seks jakoś zbliża ludzi do siebie, mają wówczas coś wspólnego: orgazm, pocałunek... Może jestem zbyt romantyczny i wierzę, że tak jest jak pisze, ale będę bronił mojego punktu widzenia. Może dojść do tego, że gdy urwie nam się kontakt z daną osobą będziemy czuli mała tęsknotę. W najgorszym wypadku zauroczymy się.

Dlatego bardzo ważne jest ustalenie warunków takiego seksu. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że  (przyznaje się bez bicia, że będąc kawalerem uprawiałem raz seks z kimś z kim nie byłem związany , chcecie to zbijcie mnie kamieniami, zwisa mi to, chcę się tylko podzielić refleksją) raz obaj z tym chłopakiem postawiliśmy warunek, że to jest tylko seks, zarówno ja, jak i on mamy świadomość, że to jest niezobowiązujące. Nie liczyłem na miłość po tym zbliżeniu. Co prawda sytuacja nie miała miejsca na pierwszym spotkaniu, znaliśmy się już jakiś czas zanim poszliśmy do łóżka, ale można to wykorzystać w tej sytuacji.

Jakie by to nie było zbliżenie, pamiętajcie chłopcy/panowie o swoim zdrowiu. Gumki na fiutki! Nie dajcie zaciągnąć się w jakieś podejrzane miejsca, nie pozwólcie na sobie czegoś wymuszać, nie róbcie niczego wbrew sobie. Asertywność się przydaje! Wiem, że jak kutas nam stoi i myślimy tylko o wylizaniu czyjegoś fiuta czy o tym aby wyruchać tego drugiego, albo dać mu się wyruchać, to zapominamy o pewnych rzeczach. To wszystko jest dla naszego dobra! Jesteś singlem i to czytasz: nie odpływaj w 100%, niech mała część Ciebie ma głowę na karku w takich sytuacjach.

Temat seksu na pierwszej randce istnieje od zawsze. Nie znam poglądów kobiet na ten temat (a jestem ciekawy), ale środowisko gejowskie zdaje mi się jest podzielone na trzy grupy:

1.  seks na pierwszej randce - czemu nie, bardzo chętnie,
2. seks na pierwszej randce - nie ma mowy, ale w praktyce zapominam o swoich zasadach i wystawiam kutasa,
3. seks na pierwszej randce - konsekwentne nie, 100% wstrzemięźliwość.

Gdybym miał przydzielić się do którejś z tych grup 8 lat temu, to wybrałbym trzecią. Mając teraz 26 lat i w głowie to co zrobiłem w przeszłości, aby być  szczerym wobec samego siebie, muszę zaliczyć się do drugiej grupy. Wiem, nie ma się czym chwalić, ale raz zdarzyło mi się przespać na pierwszej randce. Co prawda potem przez miesiąc byliśmy parą, ale liczy się jako seks na pierwszym spotkaniu.



Panowie, nie chcę nikogo oceniać. Jeżeli ktoś chce uprawiać seks na pierwszej randce, lub spotyka się na seks, taki bez zobowiązań - proszę bardzo. Aby była to nasza świadoma decyzja. Nie pozwólmy komukolwiek zniszczyć naszego jestestwa. Nauczmy się odmawiać. Bo tutaj można oscylować już na granicy gwałtu/nie-gwałtu. Nie musimy też iść do łózka z kimś tylko dlatego, że wydaje nam się, że "nikt mnie nie zechce". Każdy z nas jest piękny na swój sposób, każdy z nas ma swoje miejsce na Ziemi, wszyscy mamy prawo do bycia sobą. Społeczeństwo może być przeciwne takim rzeczom, ale nikt nie umie czytać komukolwiek w myślach, w języku jedno, w głowie drugie robić możemy.



W naszym związku wszystko po staremu, kłócimy się, całujemy, robimy razem obiady, przed snem macamy siebie po siurkach i głaszczemy po głowie, życzymy miłego dnia, prawimy komplementy. Niezmiennie gadamy o kutasach, obgadujemy facetów i mówimy "temu bym obciągnął" lub "tego bym wyruchał". Takie to życie dwóch, dogadujących się facetów, którzy znają się na wylot, którzy otwarcie mówią o potrzebach i obawach. 

Ostatnio pisałem z koleżanką z liceum, która została w rodzinnych stronach, choć miała plany mieszkać w stolicy; opowiadałem jej o wyjeździe nad morze. Od razu zapytała jak oszalała: z kim?? Pewnie z jakąś sympatyczną koleżanką?!   Nie wie, że jestem gejem. Napisałem: Wiem do czego dążysz. Nie mam dziewczyny. Nad morze pojechałem wspólnie z kolegą, z którym razem mieszkam. Nie było kolejnych pytań. Gdyby zapytała więcej to bym nie ukrywał niczego. Męczy mnie to, że wiele osób nie wie o mnie. Tym bardziej Ci z rodzinnych storn, z mojej wsi. Wszyscy wiedzą, że ten Pat Własnegolosu to zawsze dobrze się uczył, że matka wiecznie z niego zadowolona, bo zawsze ktoś go chwalił, wiedzą, że mam dobrą  pracę i wiedzą jakie zajmuje stanowisko, ale nie wiedzą, że od tylu lat żyje w szczęśliwym związku, z ukochanym facetem. I pewnie się cieszą, że niby u syna tej to wszystko dobrze, ale chociaż jednego brakuje, bo pewnie żadna go nie chce i ręce zacierają z radości, jak to bywa na wsi, a tu mała niespodzianka, tak głęboko schowana w sersu matki i syna-geja, który nie może wykrzyczeć swojego szczęścia.

Udanego weekendu :)





czwartek, 17 marca 2016

Bardzo lubię 17 marca.

Zwaliłem sobie dwa razy, kto jubilatowi zabroni. I abyście nie myśleli, że seks pomiędzy mną a moim facetem nie istnieje. Istnieje (będę Was o tym zapewniał bez przerwy), mimo, że walę sobie po dwa razy na dzień jak mój facet jest w pracy. Wczoraj się ruchaliśmy. Przed snem naszła mnie ochota. Długo namawiać nie musiałem, wystarczyło, że zacząłem mojego faceta całować, zwiększył nam się oddech, posapaliśmy sobie do ucha i kutas pełen krwi. Poszło gładko. I to uczucie, że zapominasz o całym świecie w trakcie i czy nie byliśmy zbyt głośno po wszystkim. Wczoraj też po powrocie z miasta razem weszliśmy pod prysznic, umyliśmy siebie wzajemnie, wytarliśmy i oglądaliśmy The Walking Dead i nowy sezon RuPaula.

I niech ktoś mi powie, że pary gejowskie różnią się od heteryckich. Jemy, sramy, uprawiamy seks, płaczemy, kłócimy się, żartujemy, tańczymy, robimy zakupy w aptece i monopolowym. Chodzimy do pracy, tęsknimy. Różni nas jedynie to, że możemy się ciuchami wymieniać i o tyle jest taniej. No bo gej to kasy ma w kieszeniach pełno, mówi się. Na pewno na tych ubraniach się dorabiamy. A co dopiero jak jeden jest chudy a drugi gruby? Ubrania nie pasują. Wtedy geje klepią biedę. Wyciągam ręce po 500 zł!




Dzisiaj Empik mnie zaskoczył. Chodziłem odebrać paczkę - płytę, która ma premierę dopiero jutro. I jak zawsze z premierami i zamówieniami typu pre-order dawali dupy, tak tym razem popisali się, aż za bardzo. Zastanawia mnie jak to jest z tymi datami premier. Zadaję sobie pytanie: "Czy wokalista bądź autor książki może zaskarżyć dany sklep za to, że jego dzieło trafiło do rąk odbiorcy zbyt wcześnie?". 

Leci płyta, którą zakupiłem. Głośność 10, tzn dosyć głośno. To znaczy u mnie głośno, nie wiem jak u sąsiadów. Oni nie słuchają muzyki. Nie mam porównania. Słysze tylko kłótnie. Ale to nie muzyka, nie liczy się. 

Ale liczy się to, że jakiś czas temu zadzwonił do naszych drzwi Pan Policjant. Byłem sam w mieszkaniu, w majtkach. Chciałbym napisać, że kutas mi wtedy stał jak zawsze ale akurat wtedy był mały, gumowaty,  no cóż. Dzwonek do drzwi. Otwieram. Pan około lat 30, uśmiecha się, zdejmuje czapeczkę policjanta, którą bym chętnie założył po tym jak bym go zaprosił do środka i przywitał czym chata bogata, a on tylko pytanie zadaje: Czy zna Pan tych sąsiadów? Pokazuje męską, silną ręką na sąsiednie drzwi. Macham głową na nie i dodaję, że jedynie tyle co mijamy się na schodach, ale nie widziałem ich dawno. Pan mówi "dziękuję", takim "dziękuje" jakim nigdy nie usłyszy dziwka za zrobienie loda, i odchodzi. A ja muszę wrócić do mieszkania i sobie zwalić do pornosa, w którym gra jakiś policjant. 

Mój ojciec był policjantem. Choć nie wiem jak ta wieść wpływa na treść tego bloga. Chyba wpływa nijako, więc wykreślam.

I tak zastanawiam się czy nie zaśmiecam bloga tym, że tego samego dnia dodaję dwa posty. Prawda jest taka, że bardzo mi zależy aby wolnego dnia coś napisać, a że doczekać się nie mogę to rano siadam i pisze.Wieczorem znowu nachodzi mnie chęć i wrzucam kolejny wpis.

 Życząc wszystkim spokojnego wieczoru wznoszę toast Guinnessem! Bardzo lubię 17 marca!


Dziewczyna z McDonalda.

Sześć dni pracy po urlopie minęło szybko, nawet nie było tak źle, ale nie obyło się bez zostawania po godzinach. Wczoraj dla przykładu dwie godziny, ale w sumie dobrze się złożyło, ponieważ prosto z mojej firmy pojechałem pod firmę mojego faceta i wieczór spędziliśmy na mieście razem. A tak, musiałbym czekać dwie godziny. Nic nie dzieje się bez przyczyny.

Około 20 poszliśmy do McDonalda na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Jest nowy, powstał obok tego pierwszego warszawskiego, który razem z Sezamem skończył swój żywot. Byłem ciekawy jak tam jest, poszliśmy.  Mój facet nie protestował. Pojechaliśmy windą z jedzeniem na piętro, usiedliśmy przy stoliku, zaczęliśmy jeść. Ja, jak to ja, zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu jakichś przystojnych chłopaków. Ale zamiast tego zauważyłem, że przygląda mi się jakaś dziewczyna. Pomyślałem, że może przez przypadek nasz wzrok się spotkał. Uznałem, że będę czujny, że upewnię się czy ona się mi przygląda. No i przyglądała się, co chwilę, rozmawiając niby z koleżanką (taka stereotypową lesbijką), niby zerkając na mnie. Powiedziałem o tym mojemu facetowi. Nie powiem, nie miałem żadnego geja pod ręką, z którym mógłbym się popodrywać dla zabawy, więc wykorzystałem to, że wpadłem w oko dziewczynie. Wychodząc specjalnie co chwilę zerkałem na nią. Potem wsiedliśmy do windy, one siedziały tuż obok, więc odwróciłem się aby się uśmiechnąć. One zaczęły się szeroko uśmiechać, ja zacząłem się śmiać, one również. Winda zjechała na poziom zero.

"Ciesze się, że podobasz się kobietom, bo to dla mnie też komplement, że mam przystojnego faceta" - skwitował mój facet gdy wchodziliśmy do metra.


Lubię marzec za trzy rzeczy - bliżej już do wiosny, czas jest przestawiany oraz są moje imieniny. Swoje imieniny lubię, ponieważ są raz w roku. 

Słońce świeci, otworzyłem drzwi balkonowe, wieje mi w stopy, ale jest bardzo przyjemnie. Poza tym ja już tęsknie za słońcem. Urodziłem się w lipcu więc chcąc, nie chcąc, słonce mi pisane. Piszę za każdym razem gdy są upały, że nie znoszę wysokich temperatur, ale wolę to od silnych mrozów. Nikt nie lubi jak się mu nos zakleja i palcami nie można ruszyć. No chyba, że lubisz, te zabawy, gdzie się przydusza i knebluje kończyny, to zima jest dla Ciebie podniecająca. Ja wolę tych facetów w krótkich spodenkach na mieście w wakacyjne miesiące.

Choć przyznać się muszę, że gdy zimą miałem na 8mą do pracy i stałem na przystanku czekając na miejski autobus, to za każdym razem stawał mi kutas. Nie wiem z czym to ma związek. Kutas stał, opinał się w dżinsach, a ja nie wiedziałem o co chodzi. Teraz już wiem - lubię najwidoczniej kneblowanie i podduszanie :)

Ok, może nie było to błyskotliwe myślenie, to moje bulszitowe pisanie przewraca Wam w głowach, ale wymyśliłem to podczas pisania posta i uznałem, że się z tym podzielę. Tym, że mi kutas stoi rano jadąc do pracy, nie tym, że lubię jak mnie się dusi. No bo w końcu w blogach chodzi o dzielenie się sobą. Nie inaczej?

No i szlag mnie trafi. Przed chwilą dzwonił telefon, Dowiedziałem się, że mam "mega super hiper ważne" zebranie akurat tego dnia kiedy mam wolne. No to poza wolną najbliższą sobotą kolejne wolne mam dopiero w Wielką Sobotę. No i jak niby przygotować się mentalnie do świąt. Mniejsza już o to, czy je obchodzę czy nie, czy jajka będą czy nie będzie. Będzie to czas, kiedy, kurwa, bo już nie wytrzymuje, będę chciał leżeć i odpoczywać, bo praca po raz kolejny ze mnie wszystko wyssie. Zero atmosfery kurczaczków, jajek i palemek, a Lany Poniedziałek będzie polegał co najwyżej na spuście na moją twarz, zero wiaderek z wodą.

Przedwczoraj oglądałem z moim facetem film Odruch Serca (ang.The Normal Heart). Bardzo ciekawy, poryczałem się i ja i mój luby. Może zbyt długi i niektórych zniechęci, (choć uważam, że filmy właśnie powyżej dwóch godzin mają ciekawą fabułę), to mimo wszystko polecam jeżeli ktoś nadal go nie oglądał. Film porusza tematykę epidemii AIDS w USA. Tym bardziej obejrzyjcie, jak czytaliście/oglądaliście "Nigdy nie ocierał łez bez rękawiczek". Ciekawe porównanie kultur.

Okazało się, że mam jeszcze 12 dni zaległego urlopu. Kolejny tydzień urlopu wykorzystuję w kwietniu. Namawiam mojego faceta na kolejny wyjazd poza miasto. Może tym razem samolotem. Bilety po 9zł z Modlina. Wiem, że aby się zgodził na samolot, to musiałby zajść mi chyba za skórę bardzo poważnie i w ramach przeprosin zgodziłby się lecieć. Mój facet ma samolotofobię. Nie zaciągniesz go, nawet nie przekonałoby go to, że na pokładzie statku jest pełno napalonych facetów ze stojącymi kutasami. Boi się. Podobno ze strachem można walczyć. Jednak u mojego faceta strach jest uroczy. Na co dzień maczo, odważny, pyskaty, a jak chodzi o lot samolotem to taki uroczy, cały do wycałowania szczeniaczek.




piątek, 11 marca 2016

After Party.

Dzisiaj ostatni dzień urlopu. Dopiero w czwartek będę miał jeden dzień wolnego. Na całe szczęście poniedziałek i wtorek spędzę w całości na zebraniach, więc jak nie będę miał nastroju na odzywanie się to usiądę z boku i będę udawał, że nie istnieję. 


Zmieniając nieco temat na taki, który każdy zna i każdy miał z tym styczność, czyli porno, zadaje nieco otwarte pytanie: jak to jest w innych związkach z pornografią. Nie oszukujmy się, do porno każdego ciągnie. U nas było tak, że przez trzy pierwsze lata naszego związku porno nie istniało jako tako. Zdarzyło mi się kilka razy zwalić do takiego filmu bez wiedzy mojego faceta, ale jakoś tak naturalnie zaczęliśmy o tym rozmawiać i pozwoliliśmy im wejść do naszego życia. Na chwile obecną każdy z nas wali sobie jak ma chęć do gejowskich pornosów, ale, i o tym już mówiłem, nieco się "spowiadamy" z tego. Obaj myślimy dużo o seksie (no może ja za dużo) więc uznaliśmy, że tak będzie najrozsądniej. I obok pytania "jak było w pracy" jest drugie pytanie "ile razy".
Nam to nie przeszkadza, lubimy pornosy, wielokrotnie razem sobie walimy do tego samego pornosa. Taki mamy układ. I wolę to sto razy bardziej od tego, abyśmy bez kontroli chodzili na seks z obcymi facetami, których imion nie będziemy znać. Mamy na komputerze folder na pulpicie z pobranymi filmami, tam wszystko wrzucamy. Takie zachowanie pozwala też sprawdzić co kręci drugiego z nas, co w danym czasie kogoś jara. I tak już obaj wiemy, że mój facet woli pornosy w których młody rucha starszego, ja z kolei wole jak starszy rucha młodego. Dla nas to też lekcja o sobie, o swoim partnerze, o tym co mu w głowie siedzi. Powinno być powiedzenie: jak chcesz kogoś lepiej poznać zobacz jakie pornosy ogląda. Może to stwierdzenie jest nad wyraz przerysowane, ale jakiś obraz o kimś można wyciągnąć biorąc pod uwagę, że podnieca się skórami, bearsami albo młodymi chłopcami.


Wczorajszy wieczór spędziliśmy z moim facetem na słuchaniu płyty. Zapaliliśmy świece, przygasiliśmy światło, leżeliśmy wtuleni. I nie chciałem nigdy z tego bloga robić muzycznego, mimo, że muzyka to moje życie, ale nie mogę się powstrzymać przed rekomendacją tego albumu. Niestety nie można go w Polsce kupić w formie fizycznej, ale jest do przesłuchania na stronie Billboard . Chodzi o płytę Adore Delano -  After Party. Gdyby tak zaprosić znajomych i puścić ten album to po pierwsze primo wszyscy by się dobrze bawili, a po drugie pytaliby kto to śpiewa. I zobaczyć minę tych ludzi, którzy na wieść, że śpiewa do drag queen, otworzą usta ze zdziwienia. Piosenkę Foreign Lover ustawiam jako dzwonek w telefonie. Lubisz dance pop - posłuchaj; dla fanów muzyki Adele album raczej nie jest. Pozostawiam Waszej ocenie, może akurat ktoś się zakocha w tym LP-ju.




Dzisiaj w nocy nie mogłem spać. O drugiej poszedłem do łazienki, położyłem piankę do golenia na brodę i ogoliłem się na zero. Broda mnie łaskotała już trzeci dzień, nie mogłem wytrzymać. Nie goliłem się dwa tygodnie. W rezultacie zasnąłem po trzeciej.  Czuję się dziwnie, nie podobam się sobie, mam wrażenie, że jestem nagi. Broda odrośnie, to jest pocieszające. Ale przyjemniej obudziłem się rano i nie czułem drapania zarostu na szyi.



Zalogowałem się na kumpello. Szukałem kogoś innego, znalazłem kolegę z pracy. Ma 23 lata, dziwię się, że dopiero wczoraj trafiłem na jego profil, bo na portalu był od 2011 roku. Dziwnie się czułem czytając o tym co lubi w seksie i jakiego ma kutasa, bo dla mnie jest jak młodszy brat, albo syn. Mimo, że dzielą nas tylko cztery lata to mentalnie ów chłopak zatrzymał się na 16 roku życia. Nie chce źle, w pracy się stara ale jest mało odpowiedzialny. 

Tak czy inaczej, nie przekładam wiedzy o ludziach z życia codziennego do oceny ich jako pracowników. Mogą się jebać za pieniądze, mogą mieć problem alkoholowy, ale jeżeli w pracy są wzorowi to nic mi do tego. Oczywiście jeżeli widzę, że coś jest nie tak to robię jeden raz podejście i pytam czy mogę jakoś pomóc. Jeżeli ktoś nie chce mojej pomocy, drugi raz nie pytam.

Ostatnio opowiadałem mojemu facetowi o jednej z moich pracownic, która po tym jak zamieszkała z chłopakiem stała się skryta i odizolowana. Spytałem ją czy coś się stało i czy mogę jej jakoś pomóc. Mój Mąż skrytykował mnie za taka postawę. "Co ty im w życie prywatne wchodzisz" - powiedział. Ja jestem zdania, że jako kierownik jestem odpowiedzialny za danego pracownika i czasami wyciągnięcie reki do kogoś, może tej osobie pomóc. Nic z nachalności i wścibskości to nie ma. I będę tego zdania bronił.



Za każdym razem gdy kogoś szukam na kumpello to zwracam uwagę też czy natknę się profil któregoś z moich byłych. Zdarza mi się przeglądać ich profil na fb, ale ciekawy jestem tego jakie mają teraz podejście do życia i czy kogoś mają. Mam kategoryczny zakaz kontaktowania się z nimi (wymysł mojego ukochanego), ale siłą rzeczy człowiek zastanawia się co u tych ludzi, których się kiedyś poznało (nie tylko u exów). Jednego z nich łatwo wyhaczyć w sieci jak się wpisze jego imię i nazwisko w google, drugi bardziej skryty i tak łatwy nie jest do wytropienia, choć mam swoje metody.



A potem tak się zastanawiam, co by mi dało, że dowiedziałbym się co u nich. Rzekłbym AHA i żył dalej. Może to moje małe pocieszenie na zakaz mojego faceta, że nic nie tracę i nic mi wiedza ta nie da, ale pocieszać się trzeba, bo inaczej byśmy oszaleli. Lepiej skupić się na tych znajomych, z którymi się ma kontakt a z którymi nie ma się czasami zamienić dwóch zdań.  Umarli będą umarłymi, skupmy się na żywych.

Kładę się na łózko, ze słuchawkami na uszach, posiedzę na twitterze, wejdę na fb a potem zasnę, bo po sześciu godzinach snu oczy mi się zamykają, tak powoli, powoli, powoli...

p.s. Naszła mnie ochota na tatuaż. Myślę o nim, i o kilku innych, od dłuższego czasu. Mój facet jest przeciwny, ja bardzo chcę. I weź dojdź do porozumienia.

p.s. Dzisiaj w nocy padło 10 tysięcy odwiedzających tego bloga. Bardzo się cieszę, nie mam porównania czy to dużo czy mało, mi wynik dał powód do radości. Dziękuję Wam :)


czwartek, 10 marca 2016

Jak ma na imię mój facet oraz o brodzie słów kilka.

Wieki temu moja przyjaciółka spytała mnie:
-A co by było gdybyś miał chłopaka, który nazywałby się tak samo jak ty?
Zaśmiałem się i odbąknąłem, że nic by nie było.

Po tej sytuacji nawet chciałem, aby mój przyszły Mąż miał tak samo na imię. Po pierwsze byłoby to unikalne, po drugie byłoby zabawne, a po trzecie rodzicom i teściom byłoby łatwiej przyzwyczaić się do nowego syna.

Swojego imienia bardzo nie lubiłem będąc dzieckiem, w liceum polubiłem je na tyle, że wszędzie się podpisywałem (koniec zeszytu był pełen moich autografów). Nawyk został, nadal uwielbiam się podpisywać gdzie tylko mogę. W pracy na całe szczęście dziennie muszę przynajmniej sześć podpisów złożyć, więc czuję się spełniony.

W woli wyjaśnienia, mój facet nie nazywa się tak samo jak ja. Nawet innych Patów Własnegolosu w moim otoczeniu nie ma.




We wtorek spotkanie z kolegą udane, poszliśmy na Stare Miasto,  wypiliśmy po piwie, poza tym było dosyć ciepło, więc przyjemnie się chodziło. Kibicuję mu ze znalezieniem faceta. Jest sam, był w trzech dłuższych związkach. Z dwoma byłymi ma kontakt, nawet widział się w niedzielę z jednym z nich. Wiem, że chciałby być z kimś, ale z tego co mi opowiada, wszystkim (większości?!) chodzi o seks. No dobrze, seks jest zajebiście przyjemny, to łaskotanie w kutasie,  ta chwila przyjemności. A potem się spuszczamy i powietrze z nas schodzi i klniemy pod nosem, że nie tego szukamy, że byłoby miło się ustatkować, że świat jest przeciwko nam. Drogi kolego, nie znasz adresu tego bloga, ale jeżeli kiedyś Tobie go podam, i trafisz na ten post, wiedz, że równowaga w świecie jest i w końcu kiedyś będziesz w szczęśliwym związku.

Gdy się nudzę to przeglądam profile na kumpello. Patrzę na profile osób w "monogamicznym związku". I tutaj ludzi można podzielić na dwie grupy. Pierwsza: spokojni, normalni, żyjący swoim tempem szukający znajomych; oraz drudzy, których staż wynosi dwa dni i rozpisują się o miłości życia, o posiadania partnera na całe życie. Średnio po dwóch miesiącach znowu przeglądam profile według tego samego kryterium. Wiele z tych profili już nie jest jako "związek monogamiczny".  Miłość ulotną jest?!

Wczoraj odwiedziłem przyjaciółkę, tą samą, która wieki temu zadała mi pytanie to z początku posta. Mieszka z mężem pod Warszawą, mają 9 miesięcznego synka. Jeszcze za czasów liceum obiecaliśmy sobie, że jak urodzi się im dziewczynka, to będę ojcem chrzestnym. Pierwszy urodził się chłopiec. Jednak wczoraj dowiedziałem się, że owa przyjaciółka jest w kolejnej ciąży. Owszem, zawsze mówiła, że chce mieć dużą rodzinę, ale nie wiedziałem, że z taka prędkością chce ją zdobyć. Póki co trwa oczekiwanie czy będzie to dziewczynka, czy kolejny syn. Jedną córkę (chrzestną) już mam, chce jeszcze jedną i basta. Dwójką dzieci to i tak dużo, a i tak rodzicielstwo (nawet takie chrzestne) mnie nieco straszy. Instynktu ojcowskiego nie mam, macierzyńskiego również nie, więc boję się dzieci, mimo, że mam jakimś cudem do niech podejście i zawsze lgną do mnie. Wczoraj mały bobas był zauroczony moją broda (dwa tygodnie się nie goliłem), cały czas ją głaskał.



No właśnie, z kobietami z mojego otoczenia i moją brodą jest tak, że one niechętnie na takie brody przystają. "Zgól ją" - nawołują jak jeden mąż. Z kolei Panowie są na "tak", mówią, że fajnie wyglądam, że podoba im się moja gęsta (bardziej gęste włosy mam na dupie niż na brodzie) broda. No i ja wiem co mam robić. Bo zdanie kobiet jakoś nie działa na mnie zachęcająco, wolę dogodzić kolegom. Broda zostaje, nie zgolę jej. Panie z lękiem w oczach i głosie podchodzą do tematu brody u mężczyzn. Może to strach przed podrapaniem podczas pocałunku, a może boją się, ze jak facet ma zarost to podrapie im piczkę (zawsze mam problem z nazwaniem tego "łona"). Dla mnie to argument bezwartościowy. Bo owszem, podczas rimmingu, gdy brodaty facet liże ci dupę, to łaskocze a czasami zadrapie, ale przynajmniej wiesz, że jest ona w rękach samca a nie kobiety. Wystarczająco, my geje, mamy z kobiet, aby jeszcze brody sobie odmawiać (!oczywiście panowie bez zarostu też są seksowni!).

Wstałem o 8, poszedłem po zakupy na śniadanie dla mojego faceta. Miał  na 12 do pracy, więc bardzo chętnie poszedłem po coś świeżego na dzień dobry. Poza tym lubię podawać śniadanie do łóżka, lubię skakać wokół mojego Męża, mimo, że czasami mnie doprowadza do białej gorączki.

Plany na dzisiaj:
-zwalić sobie,
-nastawić pranie,
-przejrzeć dokumenty do pracy - sobota zbliża się wielkimi krokami :( 
-zwalić sobie,
-znaleźć na kumpello chłopaka z autobusu 527,
-zadzwonić do mamy,
-zrobić sobie maseczkę na twarz i oczy (może jeszcze jest nadzieja, aby być przystojnym),
-odkurzyć, bo potrącam się o kurz w mieszkaniu.



Odchamianie part 7








wtorek, 8 marca 2016

Poza miastem.

No i byłem przekonany, że napisze kolejnego posta, pójdę coś zjeść, potem sobie zwalę i będzie jak zwykle. Ale nie jest!!

Pod ostatnim postem pojawiło się kilka komentarzy od nowych osób, które postanowiły czytać mojego bloga. Jeszcze dałoby się to przełknąć, ale przerasta mnie to, ze tam były miłe słowa, z których dało się jasno zrozumieć, że komuś podoba się styl w jaki pisze.

Padłem. Padłem i wstałem, i znowu padłem. Ok, może za czasów gimnazjum miałem świadomość mojej literackiej mocy, ale tamte czasy dawno mam za sobą. A tutaj na nowo rozpaliło się moje zakurzone pragnienie pisania dla ogółu. Chyba z radości po napisaniu zwale sobie dwa razy. No cóż, mój facet będzie musiał to zrozumieć. Podniecam się jak gówniarz.

Teraz nieco bardziej poważnie - temat ostatniego weekendu. Pisałem o jakimś wyjeździe, był brak szczegółów, teraz będzie nieco więcej.

Mój facet zdecydował, że zabiera mnie poza miasto, że jedziemy odstresować się poza Warszawę. Był odpowiedzialny za załatwienie wszystkiego, ja bardzo długo nie wiedziałem jakie miejsce wybierze. No i został wybrany Gdańsk. Dowiedziałem się o tym dzień przed wyjazdem, ponieważ mój Misiek poprosił mnie o wydrukowanie biletów w pracy. Plan miał być taki, że będzie pełen spontan, ale biorąc pod uwagę, że powrót zaplanowany na niedzielę, nie poniedziałek, uznałem, ze rozsądniej będzie jak chociaż odrobinę się przygotuję do wyjazdu (niestety mam ten cholerny charakter zmuszający mnie do planowania i robienia list jeszcze bardziej cholernych). Dostałem zgodę od organizatora - mojego faceta, na małe przygotowanie. 

W sobotę o 11 siedzieliśmy już w pendolino. Małym marzeniem mojego faceta było przejechać się tym pociągiem. Na całe szczęście o godzinie, która nam pasowała najbardziej, bilety były po 49zł. No nie prawda, że tanio jak na pendolino?! Poza tym jechało z nami pełno młodych chłopaków, więc podróż była jeszcze bardziej przyjemna. Nieopodal nas siedział facet, około 30 lat, tak zajęty czytaniem gazety, że można było na chama gapić się na jego bulge. Mówicie co chcecie, że byłem w jakimś amoku, że prędkość pociągu zatkała mi mózg, ale jego kutas i jaja były tak duże, że ledwo się mieściły w spodniach. Widok powodujący ślinotok. Na całe szczęście mój facet miał tak samo jak ja. Co jak co, ale w tych kwestiach się dogadujemy i bez skrepowania możemy mówić co nam na językach siedzi. Pan z pendolino miał obrączkę, więc jego żona szczęściara, ale podobno na wyjazdach służbowych Ci wielcy mężowie i tatusiowie lubią poruchać chłopców i teraz nie wiem czy śmiać się czy płakać.

Gdy wysiedliśmy z pociągu w Gdańsku najpierw pomyślałem: jak tu brudno, potem jak tu brzydko. Ok, może pogoda nie była najlepsza na pierwsze wrażenia, szare chmury sprawiały wrażenie zarzyganego miasta, ale gdy zobaczyłem jeżdżące tramwaje i uśmiechniętych mimo pogody ludzi, to pomyślałem, że jest tu całkiem przyjemnie.

Podczas podróży ja byłem odpowiedzialny za komunikacje, za dowożenie nas w każde miejsce jakie zechce mój facet. Orientacja w terenie to mój konik, bardzo lubię wyznaczać sobie cele. Najpierw pojechaliśmy do hotelu zostawić torby (tam bardzo miła Pani w recepcji zaczęła nas kokietować i trzepotać swoimi gdańskimi oczkami), potem ruszyliśmy tam, gdzie będąc w Gdańsku, być się powinno. Nad MORZE.


I pozwólcie, że nie będę rozpisywał się nad tym jak nam czas tam minął, bo domyślam się, że normalny człowiek nie zniósł by czytania o tym jak to chodziliśmy ulica A, a potem B i tak cały alfabet a potem jeszcze cyrylica. Ważne, że było fajnie, że ganialiśmy się po plaży, że na plaży się czuło całowaliśmy, że w restauracji był seksowny Pan Kelner, który był gejem i był bardzo uprzejmy, że odkryliśmy zajebistą kawiarnię z jeszcze lepszymi właścicielami, że jedliśmy babeczki na ławce w parku w środku nocy, że w tramwaju numer 6 poderwałem chłopaka, który uśmiechał się i co chwilę wracał do czytania książki, że w niedzielę będąc znowu na plaży było pełno młodych, seksownych facetów, którzy kąpali się w Bałtyku i biegali w kąpielówkach po plaży i ich mięsiste kutaski się majtały, że jak głupi i nachalni patrzyliśmy im na te kutasy a oni tylko zawstydzeni odwracali wzrok, aby potem znowu ukradkiem popatrzeć w nasza stronę, że wróciliśmy cali i zdrowi w nocy w niedzielę, i że wyjazd nam się podobał.

Seksu w hotelu nie było. Seks był już w Warszawie. Wyjątkowo mi i mojemu facetowi dużo nie było trzeba. Obaj potrzebowaliśmy się szybko spuścić. Jednak jadąc powrotnym pociągiem miałem chęć zrobić loda mojemu facetowi. Gdyby nie to, że tyle ludzi się kręciło...

Czasami mam wrażenie, że w mojej głowie zamiast mózgu mam taka małą napaloną suko-kurwę, która steruje mną. Czasami myślę, że moje myślenie o kutasach, że moje niekończące się gadanie o seksie z moim facetem jest uwarunkowane tą suko-kurwą zamiast mózgu (zapisać w notatniku, sprawdzić na google czy taka kurwa mózgowa istnieje i czy da się to leczyć).

W związku z wyjazdem i tym, że wydaliśmy (za)dużo kasy, w lodówce tłoczy się żółty ser i powietrze. Jeżeli ktoś zna jakieś potrawy serowe to poproszę w komentarzu. Dostępne produkty: żółty ser, woda, powietrze, sól, pieprz, majeranek, goździki (jeszcze ze świąt).

Miało być poważnie a nic z tej powagi nie wyszło. Urlop trwa, będę regenerować siły na sobotę i mój powrót do codziennej szarówki w firmie. Dzisiaj umówiłem się z kolegą na spacer po Starym Mieście. Rano pojechałem do firmy zawieść czekoladki i kartkę z życzeniami z okazji Dnia Kobiet. Mój dział to głównie kobiety, jestem facetem kierownikiem i uznałem, że mimo, że mam urlop, to miło się zrobi tej mojej damskiej drużynie, gdy dostaną coś ode mnie. Miałem kupić kwiaty, ale uznałem, że zanim wrócą do domu to będzie po kwiatach, niech mężowie się starają, ja je utuczę słodyczami.

Bycie gejem, o dziwo, pomaga mi w kokietowaniu i rozpieszczaniu moich pań z pracy. Nie widzę w nich żadnej korzyści, niczego nie oczekuję, nie mam chęci na ich tajemnice w majtkach, lubię je i przychodzi mi kontakt z nimi dosyć gładko. Dlatego też kobiety lubią kontakt gejów, ale to nic odkrywczego, geje i kobiety lubią się i to było już wiadomo jeszcze przed moimi narodzinami.

No dobrze, chłopcy i dziewczyny (o ile jakieś kobiety tutaj zaglądają), na koniec o kłótniach w związku. Czy nie jest dobijające to, że partner zamiast prowadzić dyskusję (w rozumieniu ogólnie przyjętych standardów kłótni oznaczających krzyk i machanie rękami), woli powiedzieć: Jak ci się nie podoba to się rozstańmy. To jest gorsze niż cokolwiek!! Doświadczyłem tego wczoraj przed snem!

W związku z Dniem Kobiet wrzucam zdjęcia kobiet, które mnie inspirują. Tak na prawdę powinno być tutaj zdjęcie mojej mamy, ponieważ ta kobieta jest silna, znajduje wyjście z każdej sytuacji, jest wzorem do naśladowania, ale że blog jest w pewien sposób anonimowy, to wrzucam zdjęcia kobiet znanych wszystkim.





I dla uspokojenia, wczorajsza kłótnia poszła w niepamięć. Pisałem kiedyś, u nas o poranku nikt już nie pamięta o kłótni, wraz ze snem zostaje wymazana z pamięci. 




środa, 2 marca 2016

Rozprawka na dwieście zdań.


A więc słowem wstępu: wczoraj obiecałem dwa zdania. Słowa nie dotrzymam, będzie zdań dwieście. Dla niedowiarków, proszę policzyć :)


Tematem rozprawki będą: praca i dom, urlop, ksenofobia, kościół, muzyka.

Akapit 1:
Ostatni tydzień (poza wczorajszym dniem) spędziłem w pracy, dosyć intensywnie, praca podjadała już moją duszę. To były zmiany od rana do wieczora, z zostawaniem grubo po godzinach. W poniedziałek pojechałem nawet na szóstą do pracy, aby podgonić obowiązki, ale o 16 odmówił mój umysł, musiałem wyjść i wrócić do domu. Dlatego też wczorajszy wolny dzień spędziłem od 10 do 19 na zaległościach firmowych. Na całe szczęście w domu, z kubkiem zielonej herbaty i ze świecami w mieszkaniu dla uspokojenia mojego jestestwa.

Oczywiście kląłem, złościłem się, że muszę cały wolny dzień marnować na to, za co firma powinna mi zapłacić, ale wieczorem, gdy wszystko było dokończone na 100% poczułem radość, że spadło to z moich barków, że można zrobić checked.



Miałem to szczęście, że mój facet wyszedł do pracy o 9 więc był cały dzień spokoju. Zupełnie inaczej pracuje mi się w domu gdy jestem sam. Nikt nie zadaje pytań, nikt nie mówi o jedzeniu, nikt nie puszcza "swojej" muzyki. Plusem było też to, że po pracy Misiek był umówiony na kolację z koleżanką, więc wrócił dopiero o 22. Rano posprzątałem, włączyłem sobie nastrojową muzykę, zapaliłem świece. Siedząc tak w samotności zatęskniłem za byciem singlem. Wtedy jest się niezależnym, kierujesz swoim czasem, zmywać mogę na bieżąco, nikt mnie nie pogania, otacza wtedy harmonia. Na spokojnie wyszedłem o 21 do sklepu, przespacerowałem się w obie strony, uznałem, że czas mnie nie pogania i nie muszę jechać busem, wróciłem do domu, rozpakowałem zakupy, rzuciłem małą kanapkę na ząb i usiadłem na łóżko. I wtedy coś zrozumiałem.

Zrozumiałem, że ponad tym świętym spokojem, tym porządkiem w domu i zlewie, ponad tą muzyką, którą chce puszczać i świecami zapachowymi, które w tym mieszkaniu tylko ja lubię, jest coś ważniejszego. Siedziałem i zatęskniłem. Nie chciałem już dłużej tego spokoju, chciałem znowu bałagan.

Mimo, że cieszyłem się, że zadania do pracy wykonałem, że było czysto i "pod linijkę" to zrobiło mi się smutno, ponieważ, chciałem, aby mój facet już wrócił do domu. Zrozumiałem, że jestem cholernym szczęściarzem, ponieważ samotność mi nie doskwiera. I tak jak na początku dnia buzia mi się cieszyła, że jestem sam, tak wieczorem smutek wygrał. Człowiek jest jednak zwykłym zwierzęciem, który ma potrzebę bycia w stadzie. My to tak pięknie związkiem nazywamy, ale pal licho, to jest to samo. I na moim przykładzie, jak czasami tęsknię za czasami gdy byłem kawalerem, tak mimo wszystko nie chcę niczego innego jak mojego faceta obok  mnie. Bo zawsze przychodzi taki jebany wieczór, gdy wszyscy single leża i się smucą, niekiedy leci łza, bo każdy chce kochać a im nie było dane mieć tej miłości odwzajemnionej. I błagam, nie krzyczcie na mnie, że to nie prawda, że są ludzie, którym dobrze jest być samemu. Każdego dopada ten "wieczór". Trzymam kciuki za każdego z Was, którzy nie mają jeszcze nikogo obok!!


 Akapit 2:
Od piątego marca zaczynam tygodniowy urlop. Nie przyznaje się do tego mojej mamie, ponieważ nie mam chęci jechać do domu, tłuc się busem trzy godziny. Poza tym mogłaby nie zrozumieć, tym bardziej, że zostaję na święta w stolicy, więc nie chcę jej denerwować, przemilczę temat. Starą prawda jest, do której pewnie Majowie i Egipcjanie też doszli, że dzień wolny mija szybko, a gdy pomnożyć jeden wolny dzień przez siedem wolnych to wtedy zachodzi taka zależność jak z czasem i jądrem Ziemi, jak bliżej jądra to nagle czas przyśpiesza, gdy bliżej końca wolnego czas płynie dwa razy szybciej. I tutaj nie ma miejsca na dyskusje. Zaległy urlop spędzam w Warszawie. Ktoś chce iść na kawę?


Akapit 3:
Teraz nieco poważniej. Ściska mnie nieco i muszę to wyrzucić z siebie, tak będzie lepiej dla wszystkich. Jeden z blogów, które śledziłem do zeszłego tygodnia, który reklamuje się jako jeden z najbardziej popularnych dla gejów, który ma wielu visitorsów, napisał posta dotyczącego pornosów zza wschodniej granicy; było tam też o tym, że ludzie ze wschodu są nosicielami wszelkich chorób i nie przejmują się tym. Autor napisał też na podsumowaniu posta, cytuję, "Na ten moment chcielibyśmy zaapelować do was o to, byście nie utrzymywali kontaktów seksualnych z ludźmi ze wschodu". Ja uznałem, że jest to przejaw ksenofobii, zostawiłem komentarz, mówiący, że nie zgadzam się w tej kwestii z autorem i jest to w mojej ocenie mowa nienawiści (nie wszyscy zza wschodniej granicy muszą być nosicielami chorób wenerycznych, wrzucanie wszystkich do jednego wora jest niesprawiedliwe i krzywdzące dla tych, którzy żyją spokojnie, dbają o siebie) . I teraz do czego piję: pod moim komentarzem zostały opublikowane komentarze na NIE w stosunku do tego co napisałem. Odpisałem, ale komentarz nie został opublikowany. Dałem tydzień, ponieważ uznałem, że autor(autorzy) bloga mogli nie mieć czasu na akceptacje komentarzy. Napisałem do nich z prośbą o opublikowanie komentarza, ponieważ mam prawo do swojego zdania. Wszystko zostało bez echa. A więc tak: po jakiego chuja robić blog, w którym pisze się o nas, biednych gejach bez akceptacji świata, jak sami autorzy namawiają do odcięcia się od pewnej grupy etnicznej. Aby było jasne, mówię NIE ksenofobi, mówię NIE jakiejkolwiek dyskryminacji (czy to ze względu na wiarę, orientację, pochodzenie, kolor skóry czy nawet ze względu na wygląd czy niecodzienną fryzurę). Bloga ów Panów przestałem śledzić uznając jednocześnie, że nie są w stanie przyjąć krytyki, nie potrafią prowadzić rzetelnej dyskusji a jedynie są w stanie napisać, cytuję: "To już nawet pisać o innych nie można? Ksenofobia czy nie to w mojej ocenie jest to święta prawda i lepiej zapobiegać niż leczyć.". 



Jestem wrażliwy na tym punkcie, a jestem już na tyle pewny siebie w kwestii mojej orientacji, więc mogę głośno mówić NIE braku tolerancji. Nie chce też nawoływać do tego, abyście Ci, którzy zorientowali się o jakim blogu mówiłem, nagle przestali go czytać. Miałem jedynie potrzebę podzielenia się moim wrażeniem. 


Akapit 4:
W niedzielę była rocznica śmierci mojej babci. Ten dzień jest dla mnie najświętszym ze wszystkich. Poszliśmy z moim facetem do kościoła. Spędziliśmy tam dwie godziny, bo były gorzkie żale i koronka. Lubię te wszystkie dodatkowe modlitwy. Jednak i tak majówki wygrywają! Znacie "Kiedy ranne wstają zorze"? WYMIATA! Do dzisiaj pamiętam słowa. I skoro już poruszyłem temat kościoła, na który już pisałem i dostałem baty, to podzielę się jedną refleksją: po przyjeździe do Warszawy zaskoczyło mnie to, że mimo, że msza jak msza, wyglądać powinna wszędzie tak samo, to jednak były zauważalne różnice pomiędzy tym czego ja zostałem nauczony, a tym co stolica prezentowała.

Akapit 5:
I idziemy ku końcowi. Będzie muzyka, bo jak inaczej. Czasami to uszy mnie bolą od słuchawek. Nigdzie się bez nich nie ruszam, zdejmuję je tylko w jednej sytuacji, gdy na nasze osiedle idę obok lasu. Wtedy muzyka bijąca od drzew i ptaków wygrywa. Jeden z wokalistów, swego czasu bardzo popularny w Polsce ze swoich zespołem i swoimi czerwonymi włosami, na swojej czwartej płycie umieścił nagranie, nazwane Intro 4, w którym pada: Od muzyki piękniejsza jest tylko cisza. Utkwiło mi to w pamięci. Święta racja.


Podpowiedź: 
jak masz chęć na spokojną piosenkę po szwedzku, wybierz numer 1,
jeżeli masz chęć na klubową piosenkę, wybierz numer 2,
jeżeli masz chęć na midtempo kawałek śpiewany przez drag queen, wybierz numer 3,
jeżeli masz chęć na spoconych robotników, to wybierz numer 4.



 
 


 Tym czasem ogarnę się, ponieważ na 18 jestem umówiony z moim facetem w centrum miasta na obiad.

wtorek, 1 marca 2016

Obiecuję.

Obiecuję, że jutro powstanie post i napiszę dwa zdania, ale dzisiaj ja, moja głowa i moje ciało, potrzebują odpoczynku, po tym ciężkim maratonie jaki miałem w pracy.