niedziela, 21 lutego 2016

Gocław.

Czasami zastanawiam się czy wszystko ze mną w porządku. Niekiedy nachodzą mnie myśli, że mam schizofrenię. Ale chyba jednak ze mną jest ok, skoro sam się przyznaję do tego, że mógłbym na to chorować; chorzy raczej wypierają z siebie takie zachowania i nie chcą się do nich przekonać. Jest lekarz czytający tego posta?!

W piątek spotkałem się z chłopakiem poznanym na kumpello. Miałem wolne, on pracował do 15 i zaczynał wolny weekend więc wszystko pasowało - spotkanie zostało zaplanowane na 16, Ratusz Arsenał.

Ów kolega ma ponad 30 lat, jest wysoki, wysportowany (zawstydził mnie tym, że chodzi 3 razy w tygodniu na siłownię i basen), ma brodę i jest bardzo przystojny. Czasami to dziwie się jak tacy faceci są sami, bo tutaj wygląd nie może nikomu przeszkadzać i jest atutem, więc chyba musi być ta mała zadra w charakterze. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, tak na prawdę to tematy się nie kończyły. Przegadaliśmy razem pięć godzin. Wróciłem do domu z uśmiechem na twarzy. Jak tylko się rozstaliśmy to dostałem od niego miłego smsa. Spokojnie, wie, że mam faceta, wie, że nikogo nie szukam do związku/seksu. Może dlatego nasze spotkanie było takie fajne, ponieważ było bez oczekiwań, bez zabiegań, bez zbędnego stresu pod tytułem "czy ja mu się spodobam". Cieszę się ze spotkania, ponieważ poznałem kolejnego fajnego faceta, który z czasem może zostać moim przyjacielem. Jednak spotkania na żywo dają szersze spojrzenie na danego człowieka. Poza tym ja jestem zwolennikiem spotkań w cztery oczy ze względu na możliwość podpatrywania zachowań drugiej strony.


Dzisiaj, tj. w niedzielę, razem z moim facetem mieliśmy wolne i postanowiliśmy odświeżyć nasze wspomnienia z początków naszego związku. Pojechaliśmy rano na Gocław (dla niewiedzących - część dzielnicy Praga Południe w Warszawie), spacerowaliśmy po tych uliczkach gdzie będąc "smarkaczami" chodziliśmy na wieczorne spacery, poszliśmy pod blok, gdzie mieszkaliśmy razem przez pierwsze pół roku, sprawdzaliśmy czy nadal istnieją cukiernie i sklepy, gdzie robiliśmy zakupy. Na koniec poszliśmy do Centrum Handlowego Promenada - to tam chodziliśmy wieczorami do Almy, to tam siadaliśmy przy sklepie Ewy Minge i wcinaliśmy pączki. Wieczorem zaliczyliśmy jeszcze kino w Promenadzie, tak jak dawniej gdy naszła nas chęć. Dzień bardzo magiczny, miło było przypomnieć jak to było sześć lat temu, cały czas jeden albo drugi z nas mówił "a pamiętasz jak... ". Takie spacery są przydatne, można zastanowić się nad upływem czasu i nad tym jak zmienił się związek. Cały czas będziemy miło wspominać autobus 117 i 507, ulicę Saską, Francuską i Paryską, Abrahama i Bartosika, gdzie poznawaliśmy się i dawaliśmy sobie szansę, mając po cichu nadzieje, że może uda się zbudować związek oparty na miłości i zaufaniu. O godzinie 20 byliśmy już w Śródmieściu.

Z innej beczki:
Wiecie za co lubię Warszawę? Za to, że są tutaj ludzie, którzy nie są skryci, że są faceci, którzy nie wstydzą się podrywać wzrokiem innych facetów. Takie niegroźne zaczepki poprawiają humor.

Film, na który poszliśmy to Brooklyn. Polecam, jednak zaznaczam, jeżeli szukacie filmu, który jest pełen akcji to nie jest dobry wybór. Film bardzo spokojny, dla świadomego odbiorcy. 

 
Ja w nim odnalazłem cząstkę siebie. Mam cichą nadzieję, że to Saoirse Ronan dostanie Oscara za tydzień. Druga sprawa - nie mogłem oderwać oczu od jednego z męskich bohaterów.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz