Na początek dwa słowa wyjaśnienia dotyczące poprzedniego posta. Po tym jak dostałem stanowisko w centrali firmy, dział HR mojego sklepu postawił mi ultimatum: albo wybieram tamto stanowisko w centrali, albo zajmuje to kierownicze w sklepie. Nie godzą się na to abym zajmował dwa stanowiska, tym bardziej, że nie wyobrażają sobie, abym mógł tutaj w sklepie być na mniej niż pełny etat, że takie są wymagania co do kierownika zespołu.
I tak szybko jak dostałem tamto stanowisko, tak równie szybko musiałem z niego zrezygnować :) Co nie zmienia faktu, że podbiło mi to level up w mojej samoocenie.
Święta, święta... Owszem, mają swój urok, ale jak zaczynam się nad tym wszystkim zastanawiać to ogarnia mnie płacz. I niby to takie radosne święta, pełne prezentów, jedzenia, gości, to ja o tym wszystkim zapominam a przed oczami widzę biedne dzieciaki bez prezentów, rodziny, które nie mają za co wyprawić świat, mają kawałek najtańszej ryby i widzę rodziców, którzy próbują robić przed dzieciakami dobrą minę do złej gry. Może naiwny jestem, może zaraz ktoś powie, że pewnie tak bywa tylko w patologicznych rodzinach, albo inny argument "że nie mają pieniędzy bo nie chce im się do roboty iść", ale mi najbardziej jest szkoda tych dzieciaków, które chłoną to wszystko, a potem, będąc dorosłym człowiekiem, swoje złe wspomnienia, będą próbowali maskować w ten "magiczny czas", siedząc przed stołem już jako pełnoletni obywatele i próbując z nawiązką dać swoim dzieciom tego czego nie mieli sami.
W tym roku kompletnie nie czuję tych świat. Prezenty komu miałem, to kupiłem. Z moim facetem nie robimy sobie prezentów (mam nadzieję, że on nic nie kupił i mnie nie zaskoczy, ponieważ ja nic nie przygotowałem), jutro tylko robimy swoją kolacje. Ja pracuje do 16, mój facet ma wolne. W poprzednich latach robiłem żarcia na nasza wigilię jak głupi, w tym roku będzie tylko kapusta z grzybami i ryba. Zwykła kolacja, na spokojnie, bez udziwnień. Idąc ta drogą doszedłem do wniosku, że tak naprawdę, to mógłbym w ogóle nie obchodzić świąt, najchętniej wyjechałbym za granicę, przeczekał ten czas i wrócił po nowym roku. I może jeszcze tak będzie, ale póki co moja mama nie darowałaby mi gdybym nie pojawił się w rodzinnym domu. Liczę, że któregoś roku też zmieni się to, że moja mama na święta przyjedzie do Warszawy.
Zostawmy temat świąt z tyłu...
W środę spotkałem się z kolega, gejem, na kawie. Po pierwsze to spotkanie było organizowane już taaak długo, ale ciągle było coś na nie (ja jestem jednak za tym, że to ty ciągle się wykręcałeś :P :P pisze to, bo wiem, że będziesz to czytał). Umówiliśmy się w centrum, poszliśmy do miejsca, gdzie mój kolega bywa/bywał dosyć często, a ja mimo, ze bywałem, to nie na kawę, a po to aby książki i płyty kupować. Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy. Dobry z niego chłopak, jak stał w kolejce po kawę to mogłem popatrzeć na jego dupę, potem poszliśmy zjeść. Też ma faceta, więc nieco inaczej rozmawia się z taką osobą, niż z singlem. I rozumie żarty i nie odbiera ich w jednoznaczny sposób (mam nadzieję :P ).
W tym samym czasie gdy bylem z kolegą na kawie zaczynało się spotkanie mojego działu (a raczej jego młodzieżowej części) na piwo. Dostałem zaproszenie. Wymigałem się szukaniem prezentów na święta. Powód był inny, miałem za mało czasu aby przemyśleć wszystkie za i przeciw. Mianowicie: zastanawiałem się czy kierownik może chodzić na piwo po pracy ze swoimi pracownikami. Jak to będzie odbierane? Czy to nie wypłynie na relacje, a raczej zatarcie pewniej granicy. No bo w końcu picie alkoholu w swoim towarzystwie mniej lub bardziej zbliża do siebie. Nie wiedziałem czy mogę sobie na to pozwolić. Kolejne spotkanie ma być w styczniu/lutym.
Wczoraj dostałem z moim facetem kartkę świąteczną od naszego przystojnego kolegi ze Śląska. UWAGA: zrobił ją sam. Nie dość, że zwyczaj wysyłania kartek to przeżytek i poszło to w niepamięć, to robienie czegoś własnoręcznie to prehistoria. Ma skubany talent, sam napisał wiersz, wszystko było bardzo starannie zrobione! Kochany facet z niego! Pisałem już o tym wielokrotnie i w Waszych głowach pewnie jestem ukamienowany, ale gdybym był sam to ów kolega byłby moim facetem! Można stracić głowę :) Poza tym w młodych siła! Mój rocznik, 89, to już dziadkowie. Teraz pierwsze skrzypce grają chłopcy z pierwszego roku studiów. Mówcie co chcecie, ale jak byłem pierwszy raz w klubie gejowskim (i to nawet z tym kolegą od kawy) i było to jak miałem 21 lat, to wystarczyło, że pokazałbym palcem na kogoś i tego bym miał. Jednak wszyscy lecą na młodych. Pora się z tym pogodzić.
Od jutra przez najbliższe cztery dni pracuje, mam wolne 23 grudnia, w wigilię o 10 mam busa w rodzinne strony. Postaram się napisać dwa słowa przed wyjazdem.
jak to kolega ze Śląska byłby Twoim chłopakiem?:P a myślałem, że to ja bym nim był tak to, pff... :P
OdpowiedzUsuńa co do młodości, to fakt... wszyscy na nią lecą, ale co z tego, nikt nie będzie wiecznie młody ;)
Mam nadzieję, że miło spędzisz Święta :P
OdpowiedzUsuńFajnie, że ktoś kontynuuje zwyczaje wysyłania kartek :D
OdpowiedzUsuńinny25
Inny25, tak z każdym komentarzem widzę, że ty chyba noc zarwałeś, żeby to wszystko przeczytać :)
UsuńNie ma opcji, na następne święta kartka musi pójść i do Ciebie :)